Uczestnicy kolejnej debaty „Rz” i NBP z cyklu „Euro w Polsce. Nadzieja czy zagrożenie?” spierali się w poniedziałek o to, jakie będą koszty i korzyści przyjęcia wspólnej waluty oraz kiedy powinno to nastąpić. Odpowiadali również na pytania studentów i pracowników naukowych SGH i Uniwersytetu Warszawskiego.
Żaden ekonomista nie kwestionuje, że Polska musi przyjąć euro. Do tego zobowiązał się rząd, podpisując traktat akcesyjny do Unii Europejskiej, oraz społeczeństwo w referendum zatwierdzającym ratyfikację tego dokumentu. Ale niektórzy eksperci uważają, że im szybciej nowa waluta wejdzie nad Wisłą do obiegu, tym więcej zyska gospodarka. Inni argumentują, że pośpieszne przyjęcie euro jest szkodliwe dla gospodarki i Polska powinna jak najdłużej odwlekać moment akcesji do eurolandu. – Konieczna jest dokładna analiza kosztów i korzyści. Narodowy Bank Polski przygotowuje raport na ten temat. Ale odpowiedź na pytanie, kiedy przystąpimy do euro, należy już do rządu – mówił prezes NBP Sławomir Skrzypek.
Jednym z najgorętszych zwolenników szybkiego przyjęcia euro jest prof. Stanisław Gomułka, emerytowany profesor London School of Economics, były doradca ministra finansów i prezesa NBP, a także rosyjskiego premiera Jegora Gajdara. Jego zdaniem najważniejszym dla gospodarki skutkiem przyjęcia euro będzie dostęp do zagranicznych oszczędności.
– Polska jest krajem doganiającym kraje rozwinięte, o niskim poziomie oszczędności. Akces do strefy euro daje większy i bezpieczniejszy dostęp do oszczędności zagranicznych, co oznacza wyższy wzrost inwestycji i przez to gospodarki. W Irlandii to napływ inwestycji zagranicznych był przyczyną cudu gospodarczego – mówił Gomułka.
Jego zdaniem ryzyko kursowe sprawia, że zadłużanie się za granicą jest dla polskich przedsiębiorców utrudnione, wpływa również na decyzje firm z innych krajów rozważających inwestycje w Polsce. Gdyby to ryzyko zniknęło, zwiększone inwestycje mogłyby – zdaniem profesora – zwiększać wzrost gospodarczy Polski o 1 pkt proc. rocznie.