Indeksy na wielu światowych rynkach, w tym w Warszawie, zakończyły ubiegły tydzień na plusie. Niektóre wskaźniki, jak czeski PX czy rosyjski RTS, zanotowały dość silny wzrost – o 2,6 proc. WIG20 wypadł nieco skromniej, ale zyskał 0,7 proc. Wciąż dobrze radzą sobie rynki latynoamerykańskie, które w przekroju dwóch miesięcy osiągnęły najlepsze wyniki. Meksykański IPC, który w zeszłym tygodniu zyskał 1,5 proc., od początku roku stracił zaledwie 1,7 proc.
Ale mówienie o powrocie optymizmu byłoby zdecydowanie przedwczesne. Mijające dni upłynęły pod znakiem bardzo dużej zmienności. I nie wygląda na to, żeby w nadchodzących dniach coś miało się zmienić.
Dwa wydarzenia miały największy wpływ na nastroje. Amerykański bank centralny Fed ogłosił we wtorek, że wpompuje w system bankowy 200 mld dolarów, pożyczając na miesiąc bezpieczne papiery skarbowe, a przyjmując w zamian obligacje oparte na kredytach hipotecznych. To największa tego typu operacja od pięciu lat. Na giełdach zapanował optymizm, ponieważ takie działanie ma pomóc zwiększyć w systemie bankowym. A gotówkowa posucha w bankach (wysoki koszt pieniądza na rynku międzybankowym) jest jednym z głównych zagrożeń dla gospodarki.
W piątek jednak resztki optymizmu wyparowały. Bear Stearns, piąty z największych banków inwestycyjnych w USA, ogłosił, że ma bardzo duże problemy z płynnością. Pożyczkodawcy zażądali szybkiej spłaty zobowiązań, a na rynku pieniężnym nie mógł otrzymać krótkoterminowego finansowania. Fed udzielił mu (z pomocą banku JP Morgan) miesięcznej pożyczki. Ale na rynku krążą pogłoski, że BS może niedługo upaść. Byłaby to pierwsza tak duża ofiara kryzysu finansowego.
Po tej informacji amerykańskie indeksy zanurkowały, a wśród inwestorów znacząco wzrosła awersja do ryzyka. Różnica między indeksem EMBI a rentownością amerykańskich obligacji skarbowych (jeden z mierników awersji do ryzyka) wzrosła w piątek do 332 pkt bazowych (3,32 pkt proc.) i była o 14 pkt wyższa niż tydzień temu.