W przyszłym tygodniu znane już będą limity wydatków poszczególnych ministerstw na przyszły rok. Minister finansów wnikliwie przygląda się każdemu złotemu wydawanemu przez rząd. Ekonomiści spodziewają się ostrej wojny o budżety poszczególnych resortów, tym bardziej że zapewne obniżona zostanie prognoza wzrostu gospodarczego, a to wpłynie na zmniejszenie planowanych dochodów państwa.
Premier Donald Tusk i minister finansów Jacek Rostowski przepytywali wszystkich ministrów, na co w przyszłym roku muszą dostać pieniądze, a na co niekoniecznie. Potem szczegółowo analizowano tegoroczne budżety resortów. – Jesteśmy właśnie na etapie przygotowywania limitów, które pozwolą się zmieścić w założonych na 2009 rok wydatkach na poziomie 328,7 mld zł – mówi „Rz” wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. – W wielu miejscach wydatki są z góry określone, np. na obronność muszą wynieść 1,95 proc. PKB, sztywne są też wysokości dotacji i subwencji oraz koszty obsługi długu. W porównaniu z tegorocznymi, na poziomie 27 mld zł, mają one wzrosnąć o ok. 5 mld zł – dodała Suchocka-Roguska.
Jak będzie wyglądała sytuacja w przypadku innych wydatków? O tym wiceminister jeszcze nie chce rozmawiać. Mirosław Gronicki, były minister finansów, uważa, że rząd czeka ostra dyskusja na temat poszczególnych pozycji. – Trudno będzie obniżyć wydatki bez redukcji zadań, ministrowie będą więc przekonywali, że potrzebna im jest każda złotówka – mówi ekonomista. Walka będzie tym ostrzejsza, że Jacek Rostowski zamierza jak lew bronić zapisanej w programie konwergencji ścieżki obniżania deficytu finansów publicznych do 1 proc. PKB w 2011 roku. Aby to osiągnąć, trzeba radykalnie zmniejszać deficyt budżetowy, dlatego też nie ma możliwości, aby jego poziom wzrósł powyżej zaproponowanych 18,2 mld zł.
Zmieszczenie się w wydatkach wyższych od tegorocznego poziomu o 4,9 proc. będzie tym trudniejsze, że najprawdopodobniej resort finansów zaproponuje obniżenie założeń makroekonomicznych dotyczących wzrostu gospodarczego. Taki zamiar zdradził już wcześniej Jacek Rostowski, nie precyzując jednak skali redukcji. Konkrety mają być znane za tydzień, gdy wiadomo już będzie, czy niższa dynamika produkcji, z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach, powtórzyła się także w czerwcu. – Racjonalne będzie obniżenie prognozy z 5 do 4,5 proc. PKB – wyjaśnia Janusz Jankowiak, członek zespołu doradców ekonomicznych premiera. Podobne szacunki – poniżej 5 proc. PKB – przedstawiała zresztą na spotkaniu w Ministerstwie Finansów z wiceminister Katarzyną Zajdel-Kurowską większość ekonomistów.
Jankowiak dodaje, że w tej sytuacji racjonalna będzie również weryfikacja prognozy dotyczącej inflacji. – Realna średnioroczna inflacja w przyszłym roku sięgnie, moim zdaniem, poziomu 3,6 – 3,8 proc. – szacuje ekonomista. – Myślę jednak, że ministerstwo nie zdecyduje się aż tak wysoko podnieść swojej prognozy i zaproponuje 3,2 – 3,3 proc.