A kolejki klientów przed kantorami? Czy to nie znaczy, że Rosjanie obawiają się o swoje pieniądze?
Władze łatwo mogłyby to ukrócić, ale widocznie wychodzą z założenia: niech kupują, potem rynek ich ukarze, bo nasza gospodarka jest silna. Jak teraz będą układały się stosunki gospodarcze Unii Europejskiej z Moskwą? Czy to rząd Putina będzie starał się je naprawić, czy też ten trud wezmą na siebie firmy, po prostu ze sobą współpracując? Władze boleją nad tym, że Unia tak ostro zareagowała na wydarzenia w Gruzji. Od lat łączą nas partnerskie stosunki i wzajemna zależność w gospodarce. Większość surowców energetycznych potrzebnych UE pochodzi z Rosji i zostanie tak jeszcze co najmniej przez 20 lat. Dla Rosji to sytuacja niesłychanie wygodna, bo unijny odbiorca jest pewny, a eksport na Wschód, do Chin i Indii, nie jest jeszcze możliwy na taką skalę, aby było to opłacalne.
Chińczycy chętnie kupiliby znaczne ilości gazu, ale gdyby kosztował on 60 – 100 dol. za metr sześcienny, podczas gdy sprzedając na Zachód, Rosja może sobie zaśpiewać 450, a nawet 500 dolarów za metr. Kiedyś jednak Chińczyków będzie stać na płacenie wyższych cen, a Gazpromowi opłaci się inwestować w wydobycie, i to wszystko razem będzie pasowało do geopolitycznej strategii Rosji. Tylko że teraz i w przyszłości Rosja potrzebuje pieniędzy, a najpewniejsze są właśnie z UE. Na razie wszystko jest w porządku: my sprzedajemy, UE płaci, nawet gdy jest na nas obrażona.
To chyba jednak za mało. Jaki jest sens obrażania się na Unię i grożenia jej w sytuacji, gdy Rosja potrzebuje inwestycji z UE, nawet w przemyśle wydobywczym, z którego żyje. Technologie są potrzebne nie tylko do budowy rakiet, ale i do produkcji gazu.
Tyle że z technologiami w przemyśle wydobywczym jest tak, że przygotowuje się je pod konkretny projekt, na przykład wydobycie gazu z jednego złoża. Jeśli będą potrzebne, Gazprom będzie wiedział, gdzie je znaleźć. A w tej chwili presja na Rosję wywierana jest nie z tego powodu, że coś już nie tak zrobiliśmy, ale że możemy coś zrobić wbrew UE w przyszłości. Stąd właśnie bierze się pojęcie „rosyjskiego zagrożenia”.
Chwileczkę, ale przecież zgodzi się pan chyba, że Rosjanie „coś” zrobili w Osetii i „coś” zrobili w Gruzji.