Ekonomiści nie mają złudzeń, wzrost gospodarczy w przyszłym roku na poziomie powyżej 4 proc. jest nierealny. Optymiści liczą na 3 proc., pesymiści mówią o przedziale 0-1 proc. W tej sytuacji przyjęcie euro w 2012 r. graniczy z cudem.
Realiści mówią o konieczności przesunięcia daty, ale dodają, że jeśli rząd ostro zakasa rękawy i rozpocznie zmiany, które ograniczą wydatki budżetowe, przyjęta przez rząd mapa drogowa wprowadzenia euro stanie się realna.
Jeszcze przed ukazaniem się gorszych prognoz wzrostu gospodarczego ekonomiści zarzucali rządowi, iż przeszacował przyszłoroczne dochody o ok. 5 mld. Zdaniem BCC obniżenie wzrostu PKB do 3 – 4 proc. wymaga korekty wpływów o 15 mld zł. Przy wzroście rzędu 3,8 proc. będziemy na pograniczu możliwości realizacji budżetu w roku przyszłym, a prawdziwe problemy mogą pojawić się w 2010 r.
– Choć w 2009 r. będą już obowiązywały dwie stawki podatkowe, zahamowanie wzrostu wynagrodzeń i zatrudnienia spowoduje niższą konsumpcję, a to przełoży się nie tylko na mniejszy popyt wewnętrzny, ale także na niższe wpływy z VAT – wylicza Andrzej Rzońca z FOR.
Przy wzroście 1,5 proc., jak prognozuje JP Morgan, utrzymanie się na ścieżce zaproponowanej w programie konwergencji jest niemożliwe. Konieczne są reformy: likwidacja barier w dostępie do środków unijnych, cięcie zatrudnienia w sferze budżetowej, zwiększenie aktywności zawodowej Polaków powyżej 50. roku życia (z 27 proc. do ok. 45 – 48 proc.), co zwiększy dochody budżetu o ok. 30 – 40 mld zł rocznie. Oczekiwana jest reforma KRUS, aby ograniczyć ponad 16-miliardowe dotacje oraz zmiany w systemie zabezpieczenia emerytalnego służb mundurowych (w przyszłym roku wydatek ponad 12 mld zł). Kosztowna jest też mowa formuła waloryzacji rent i emerytur pochłaniająca 9 mld zł i obiecane podwyżki w oświacie, w sumie o 10 proc.