Miliarder węgierskiego pochodzenia odniósł się do europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego, który UE ustanowiła w maju br. w reakcji na kryzys fiskalny na obrzeżach eurolandu. Jego utworzeniu towarzyszyły zobowiązania najbardziej zadłużonych państw, że przystąpią do redukcji deficytów budżetowych. Plany oszczędnościowe przedstawił jednak również Berlin.
- Redukcja deficytu przez państwo-kredytodawcę, np. Niemcy, stoi w bezpośredniej sprzeczności z lekcjami, jakie płyną z Wielkiej Depresji z lat 30. XX w. – tłumaczył Soros na konferencji na Uniwersytecie Columbia. Według niego, ograniczenie wydatków przez Niemcy w czasie, gdy robią to inne państwa strefy euro, może uruchomić spiralę deflacyjną w tym regionie.
Soros pochwalił działania UE na rzecz rozwiązania jednej z największych słabości strefy euro, jaką był brak wspólnej polityki fiskalnej. – Jest jednak zbyt wcześnie na świętowanie, ponieważ wspólna polityka fiskalna rodzi się pod dyktando Niemiec, a one hołdują błędnej doktrynie stabilności makroekonomicznej, w której dostrzega się zagrożenie inflacją, ale już nie ryzyko deflacji – tłumaczył inwestor.
Według niego, luźna polityka pieniężna nie jest substytutem dla fiskalnych programów stymulacyjnych. – Są takie okresy, gdy nie można liczyć, że sektor prywatny wykorzysta wolne zasoby – powiedział Soros, wskazując na utrzymujące się na Zachodzie wysokie stopy bezrobocia. – Ilościowe luzowanie polityki prawdopodobnie pobudzi tylko firmy do pożerania się nawzajem, a nie do tworzenia miejsc pracy – zauważył, odnosząc się do rosnącej aktywności w sferze fuzji i przejęć.
- Istnieje poważne ryzyko, że przedwczesne dążenie do fiskalnej roztropności zrujnuje ożywienie gospodarcze. To jest być może słuszna polityka, ale prowadzona jest w niewłaściwym czasie – podsumował Soros.