Szejk zastąpił na tym stanowisku Sułtana Ahmeda bin Sulajema, który przez lata zarządzał jednym z trzech największych koncernów państwowych Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Sulajem prowadził firmę w czasach największego prosperity Dubaju, kiedy Dubai World budowało takie cuda architektury jak sztuczne wyspy w kształcie palm czy archipelag tworzący mapę świata.
Piękny sen Dubaju został gwałtownie przerwany pod koniec listopada 2009 roku kiedy Dubai World ogłosiła, że wstrzymuje spłatę swojego zadłużenia. Informacja wywołała panikę na rynkach całego świata gdyż inwestorzy poważnie się przestraszyli, że ewentualna plajta holdingu może doprowadzić do bankructwa Dubaju, co miałoby bardzo negatywne konsekwencje dla innych rynków wschodzących.
Z pomocą Dubajowi przyszedł wówczas sąsiedni emirat Abu Zabi, który również wchodzi w skład Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wspomógł on holding Dubai World sumą 10 mld dol. Pieniądze te posłużyły spółce na spłatę zobowiązań podwykonawcom, w tym opłacenie opiewających na 4,1 mld dol. obligacji wyemitowanych przez należącą do niego firmę budowlaną Nakheel.
Jednak według wyliczeń Berclays Emirat Dubaju i należące do niego spółki mają olbrzymi, opiewający na 112 mld dol. dług. Sam holding Dubai World ma ponad 40 mld dol. zadłużenia. Eksperci są zdania, że zmiany w kierownictwie firmy są zdecydowanie dobrą decyzją.
- Ten ruch był absolutnie konieczny i powinien zostać wykonany rok temu – komentuje Christopher Davidson, profesor studiów bliskowschodnich na brytyjskim Uniwersytecie w Durham.