W piątek 17 grudnia szef Urzędu Regulacji Energetyki, zatwierdzając cenniki na przyszły rok pięciu z siedmiu głównych dostawców energii dla gospodarstw domowych, wyznaczył poziom podwyżek na 2011 r.
Drobny biznes i większe firmy mogą się spodziewać kilkuprocentowego wzrostu cen energii. Energetycy nie muszą w tym przypadku czekać na zgodę URE, by zmienić ceny, bo zostały kilka lat temu uwolnione.
Mijający rok i następny można uznać za czas stabilizacji. Tym bardziej że eksperci nie przewidują nadzwyczajnego ożywienia gospodarczego skutkującego rosnącym zapotrzebowaniem na energię w przemyśle. Wydaje się też mało prawdopodobne, by szybko – na przykład w drugim półroczu 2011 r. – nastąpiło uwolnienie cen dla gospodarstw domowych, choć branża zabiega o to od kilku lat. Decyzja szefa URE uwalniająca ceny energii dla odbiorców indywidualnych to niemal natychmiastowa podwyżka. Firmy energetyczne narzekają bowiem, że obecnie „dopłacają“ do tej grupy klientów, gdyż cenniki zatwierdzane przez URE nie pokrywają im kosztów pozyskania energii.
O stabilizacji cenowej na 2011 rok świadczą też wyniki aukcji organizowanych przez Towarową Giełdę Energii. W dostawach na przyszły rok za megawatogodzinę energii w tzw. paśmie (podstawowa cena) trzeba zapłacić ok. 195 zł, energia w szczycie zapotrzebowania jest najdroższa – ok. 215 – 220 zł za 1 MWh.
Znacznie mniej korzystnie dla odbiorców wyglądają prognozy cen energii na kolejne lata, a zwłaszcza od 2013 r. Wtedy w decydującą fazę wejdą inwestycje realizowane przez polską energetykę, które są konieczne ze względu na przestarzały majątek. Wiele bloków w polskich elektrowniach ma ponad 30 lat i musi być zastąpionych przez nowe. A koszty są wysokie, sięgające dziesiątek miliardów euro. Deloitte szacuje je na 50 mld euro do 2030 r. To wyliczenie obejmuje głównie nowe moce w elektrowniach, nie uwzględnia potrzeb dystrybucji i przesyłu.