- Totalnie i absolutnie wykluczam możliwość rozpadu strefy euro - powiedział w środę w Brukseli minister finansów Jacek Rostowski. Zapewnił, że Polska jest relatywnie przygotowana na każdą sytuację, ale nie można bagatelizować niebezpieczeństwa.

- Zakładam w 100 proc., że instytucje europejskie i państwa do czegoś takiego nie dopuszczą, ale turbulencje po drodze nawet bardzo znaczące mogą być i w tym kontekście Polska jest w o tyle dobrej sytuacji, że jest najbardziej - wśród krajów spoza strefy euro - związana z najsilniejszą gospodarką strefy euro (Niemcami) - powiedział Rostowski po spotkaniu ministrów finansów, któremu przewodził.

Główne pytanie sprowadza się teraz do jednego - skąd wziąć pieniądze na ratowanie potencjalnych, kolejnych bankrutów w strefie euro. Już wkrótce problemy mogą mieć Hiszpania i Włochy i jeśli one ustawią się w kolejce po pomoc, to pieniędzy w europejskim funduszu ratunkowym może zabraknąć. Wbrew wcześniejszym ustaleniom fundusz nie zostanie zwiększony do biliona euro, bo tyle nie uda się zebrać. Z pomocą mógłby przyjść Europejski Bank Centralny, ale na jego interwencje na rynku obligacji nie chcą się zgodzić właśnie Niemcy. W tej sytuacji obietnica zmian w traktacie, zezwalających na jeszcze większą dyscyplinę finansową w strefie euro mogłaby złamać opór Berlina.

Minister Rostowski pytany o rolę Europejskiego Banku Centralnego jako pożyczkodawcy ostatniej szansy nie odpowiedział czy według niego jest to dobre rozwiązanie. Wyjściem z sytuacji mogłaby też być emisja wspólnych obligacji w strefie euro, ale tu też sprzeciwia się Berlin. Niektórzy wskazują jeszcze na możliwą pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale na nią z kolei nie zgadzają się Stany Zjednoczone.

Przywódcy Unii Europejskiej na szczycie w przyszłym tygodniu powinni uzgodnić wspólne stanowisko i mimo wszystko zdecydować, który z tych wariantów byłby najlepszy, by powstrzymać rozprzestrzenianie się kryzysu zadłużeniowego.