Co gorsza, MFW nie może też skłonić do wpłaty tych krajów członkowskich, które wcześniej zadeklarowały gotowość podniesienia swoich składek. Na razie takie deklaracje złożyli właściciele 36 proc. kwot, podczas gdy o podwyżce kapitału można mówić, gdy wsparcie deklarują właściciele 70 proc.
Zgodnie z porozumieniem z 2010 roku – kiedy wszystkich 187 członków uznało, że MFW powinien dysponować większymi zasobami finansowymi – ustalono, że kapitał funduszu powinien zostać podwojony do 735 mld dolarów. Dzisiaj MFW dysponuje teoretycznie kwotą 387 mld dolarów, na które popyt rośnie, a wolnych pieniędzy jest tylko 250 mld. Ta kwota byłaby o wiele za mała, gdyby okazało się, że pomocy potrzebują na przykład Hiszpania i Włochy. Także europejski fundusz ratunkowy EFSF nie byłby w stanie sprostać takiemu wyzwaniu, a Europejski Bank Centralny nie może pożyczać pieniędzy rządom.
Największe oczekiwania związane są ze Stanami Zjednoczonymi, które posiadają w MFW 17 procent praw do głosu i 18 procent kwot. Tyle że o podwyższeniu kapitału nie dyskutowano jeszcze w Kongresie, a z Waszyngtonu słychać jedynie zapewnienia, że Amerykanie nie zamierzają wesprzeć nowego pakietu stworzonego w celu ratowania euro.
Z zebraniem środków do tego funduszu MFW ma potężne kłopoty. Kwota, o jakiej się mówi, to 200 mld euro, z czego około 100 mld w pożyczkach udzielanych przez poszczególne kraje funduszowi zadeklarowały kraje eurolandu.
Początkowo miało być 150 mld euro, z czego pogrążone w kryzysie Włochy i Hiszpania były gotowe wpłacić odpowiednio 23,48 i 14,86 mld euro. Francja – 31,40 mld i Niemcy 41,50. Reszta krajów strefy nie zgłosiła deklaracji. Ponad 6 mld jest gotowa pożyczyć Polska, chęć dołożenia się wyraziły również Szwecja, Czechy i Dania, ale nie wiadomo, jakie to będą kwoty.