Poeta, dramaturg, filozof, działacz polityczny, uważany za jednego z inspiratorów rewolucji francuskiej, był także przedsiębiorcą i finansistą na skalę ogólnoeuropejską. W swoim majątku w Ferney na pograniczu szwajcarsko-francuskim z powodzeniem prowadził przędzalnię, wytwórnię ceramiki i zegarków, w których zatrudniał ponad 1200 pracowników. Równocześnie był znaczącym graczem na europejskim rynku finansowym. Dochody ze swoich przedsiębiorstw i hojne darowizny od takich sponsorów jak Fryderyk II, król Prus, czy caryca Katarzyna z powodzeniem inwestował, pożyczając pieniądze innym europejskim władcom na wysoki procent. Podobnie jak dziś była to ryzykowna gra. Europa tonęła w długach, bo władcy szastali pieniędzmi na wojny, kochanki, pałace, ogrody i w rezultacie nawet tak bogaty kraj jak Francja miał kłopoty z terminowym regulowaniem zobowiązań.
Wolter na jednych inwestycjach tracił, na drugich sobie odbijał. Skłoniło go to do sformułowania dwóch jakże współczesnych myśli. Po pierwsze, że zadłużenie za granicą kreuje znacznie większe ryzyko niż wewnątrz kraju, a po drugie, że może ono stymulować gospodarkę. Wypisz wymaluj: Francois Hollande ze swoimi pomysłami euroobligacji i pakietów stymulacyjnych. Tylko czy kanclerz Merkel będzie równie wdzięcznym słuchaczem Hollande'a jak Fryderyk II dla Woltera?
Temat „Woltera finansisty" budzi u mnie także osobiste skojarzenia. Pod takim tytułem ukazała się w Paryżu w 1929 roku praca doktorska mojego ojca Leona Koźmińskiego, do dziś wskazywana w Google jako podstawowe źródło tego tematu. Był to wynik jego czteroletnich studiów doktoranckich na paryskiej Sorbonie. W 1925 roku ubożuchną Polskę stać było na to, by wysłać na studia do jednej z najlepszych wówczas uczelni świata 21-letniego człowieka. Wiedziano bowiem, że dopóki na polskich uczelniach nie pojawią się doktoranci czołowych ośrodków uniwersyteckich świata, nie będzie tam światowej klasy nauki.