Finansowa rewolucja swoje początki ma w 2008 r., kiedy to bez pieniędzy podatników kilka potężnych banków mogłoby zbankrutować.
Teraz zmiana warty nastąpiła już w Deutsche Banku, Barclays, szykuje się w Goldman Sachs i kilku innych światowych gigantach. Tam, gdzie nie zmieniają się prezesi, akcjonariusze i rady nadzorcze biorą się za ostry przegląd etyki.
Niższe bonusy i zarobki
Nowe władze cechuje ostrożniejsze podejście do ryzyka, cięcie kosztów, w tym zarobków i bonusów – nagród wypłacanych niezależnie od tego, czy pracodawca miał zyski czy straty. W Wielkiej Brytanii wartość bonusów za zeszły rok spadła o 11 proc. w porównaniu z wypłatami za 2010 r. Ale i tak wyniosły one łącznie 21,1 mld dolarów. Zaś młodzi niezależni dilerzy, tacy jak Jerome Kerviel z Societe Generale i Kweku Adoboli z UBS, nie mają już takiej niezależności i niefrasobliwego podejścia do ryzyka kosztującego pracodawców utracone miliardy.
Oburzenie budzą nadal bankierzy, którzy jak były prezes Bob Diamond z Barclays Banku rzucają pieniędzmi na prawo i lewo. Kiedy Diamonda przesłuchiwała komisja parlamentarna w Wielkiej Brytanii, pod budynkiem otwierano butelki szampana i wypuszczano z niego „gaz". Jeśli chce pić, to niech to będzie bełt, a nie „bąbelki" – tłumaczyli demonstranci. Diamond, mimo oczywistego uczestniczenia w manipulacjach stopami Libor, miał otrzymać odprawę przekraczającą 20 mln dol. Ostatecznie został jednak zmuszony do tego, by z niej zrezygnować.
Według badań „Which?" 67 proc. Brytyjczyków jeszcze na początku tego roku uważało, że jest niewielkie prawdopodobieństwo, by bankierzy zostali ukarani utratą pracy, nawet gdyby kłamali czy oszukiwali, zaś jedynie 10 proc. ankietowanych uważa, że bankierzy są uczciwymi ludźmi działającymi w interesie klientów.