Choć ze środków publicznych na wsparcie innowacji wydajemy miliardy euro, efekty nie są zachwycające – wynika z raportu Banku Światowego poświęconego innowacyjności przedsiębiorstw w Polsce. To między innymi efekt przyjętych reguł w podziale funduszy UE.
Bez przełomu
Bank wyodrębnił trzy najważniejsze problemy. Po pierwsze, lwia część wsparcia B+R trafia do branż nisko- i średniozaawansowanych technologicznie – takich jak handel detaliczny i hurtowy, budownictwo, transport. Dla branż związanych z produkcją high-tech i usług opartych na wiedzy zostaje niewiele.
Po drugie, publiczne środki są zazwyczaj przeznaczane na projekty będące na bardziej zaawansowanych etapach procesu innowacji, czyli tam, gdzie nierówności rynkowe są najmniejsze. Tylko 7 proc. środków publicznych trafia na najwcześniejsze etapy, gdy tymczasem to większość start-upów ma problem z przejściem z fazy badań do opracowania innowacyjnego produktu.
Po trzecie, znaczną część pomocy publicznej konsumują duże przedsiębiorstwa, które „tylko" modernizują swoje technologie. To jest potrzebne, ale równie dobrze takie projekty można finansować ze środków zwrotnych, a nie dotacji. Większe dotacje powinny trafiać do tych firm, dużych i małych, które są zainteresowane innowacjami o przełomowym charakterze.
Potrzebne zmiany
– Przyjęty w Polsce system selekcji opiera się na unikaniu ryzyka. Doprowadziło to do faworyzowania firm dużych oraz mało zaawansowanych technologicznie branż – konkluduje Marcin Piątkowski, współautor raportu. To doprowadziło także do tego, że zamiast wytwarzać nowe produkty i usługi o przełomowym innowacyjnym charakterze, firmy skupiły się w 87 proc. na transferze technologii – np. od niemieckich spółek. Tylko 13 proc. swoich zasobów na innowacje firmy przeznaczają na badania i rozwój.