Bazylejski Bank Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w swym corocznym raporcie nie pozostawia suchej nitki na obecnej polityce głównych banków centralnych świata.
Ostra krytyka obecnych działań
BIS ocenia, że luzowanie polityki pieniężnej nie może doprowadzić do wyjścia gospodarek z kryzysu. Co więcej, zdaniem tej instytucji luźna polityka monetarna przyczyniła się do powstawania baniek na rynkach i opóźniania koniecznych procesów naprawczych w gospodarkach. „Banki centralne nie mogą zrobić więcej bez powiększania ryzyka, jakie stworzyły. Muszą nakłaniać do potrzebnych działań dostosowawczych, a nie upośledzać je za pomocą stóp procentowych bliskich zera i zakupów dużych ilości rządowych obligacji. (...) Tanie pieniądze sprawiają, że łatwiej jest pożyczać, niż oszczędzać, łatwiej wydawać, niż zbierać podatki, łatwiej nie robić zmian, niż zmieniać" – czytamy w raporcie BIS.
Opłakane skutki
Analitycy „banku banków centralnych" chcą więc, by fiskalnemu zaciskaniu pasa towarzyszyło zacieśnianie polityki pieniężnej, co wielu ekonomistów uważa za receptę zabójczą dla wzrostu gospodarczego. – To, co proponuje BIS, to zacieśnianie polityki fiskalnej i monetarnej na taką skalę, że załamanie ożywienia gospodarczego z 1937 r. będzie przy tym przechadzką po parku w słoneczny dzień – wskazuje brazylijski ekonomista Marcus Nunes. Ale nawet eksperci BIS widzą spore ryzyko w realizacji scenariusza, w którym banki centralne odchodzą od luźnej polityki pieniężnej. Rentowności rządowych obligacji mogłyby pójść wówczas mocno w górę. Według obliczeń BIS tylko amerykańscy inwestorzy straciliby 1 bln dol., gdyby rentowności amerykańskiego długu poszły w górę średnio o 3 pkt proc. Oczywiście taki skok rentowności jest trudny do wyobrażenia w krótkim terminie. Ale wystarczy przypomnieć rok 1994 uznawany za fatalny dla obligacji. Rentowności papierów niektórych państw Zachodu poszły wtedy w górę nawet o 2 pkt proc. Wiele będzie więc zależało od komunikacji banków centralnych z rynkami.
Rynek już wycenia podwyżki stóp
Wątpliwości co do tego, że dalsze prowadzenie luźnej polityki pieniężnej pozytywnie wpłynie na realną gospodarkę, pojawiają się też wśród bankierów centralnych nad Wisłą. – Kończy się powoli ta faza rozwoju gospodarczego na świecie, w której można było uznawać, że pozytywne następstwa niskich stóp procentowych będą górować nad negatywnymi – mówi „Rz" Jerzy Hausner, członek Rady Polityki Pieniężnej. Przyznaje, że zbliżamy się do momentu, kiedy stopy procentowe zatrzymają się na rekordowo niskim poziomie (główna NBP wynosi 2,75 proc.). A inwestorzy wyceniają już podwyżkę kosztu pieniądza w perspektywie kilku kwartałów. – Pierwszej spodziewam się w marcu przyszłego roku – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Oczekiwania na zmianę frontu banków centralnych powodują spustoszenie na rynku. Wczoraj rentowność 10-letnich polskich papierów skarbowych przekroczyła 4,5 proc., czyli wróciła do poziomu z końca roku. Najsłabszy od połowy ubiegłego roku jest złoty. Euro kosztowało wczoraj chwilowo ponad 4,35 zł.