Ale większość z 3700 rybaków łowiących na wschodnim Adriatyku obawia się, że wejście ich kraju do Unii i nowe surowe prawa i przepisy, które zaczną obowiązywać, mogą być ostatnim gwoździem do ich trumny. - Obawiam się, że czeka nas wiele niemiłych niespodzianek - twierdzi Danilo Latin z rodziny rybaków od czterech pokoleń. - Stracimy dotacje, będziemy musieli zmienić sieci, łowić dalej do brzegu, dojdzie nowa konkurencja i nowe ograniczenia, więc będzie nam trudniej.
Część Adriatyku należąca do Chorwacji jest mała i dość płytka, a sieci używane tutaj nie spełniają norm wspólnej polityki połowowej opracowanej na podstawie systemów łowienia na Atlantyku. - Ta zmiana będzie mnie kosztować co najmniej 100 tys. kuna (17 500 dolarów), bo wszystkie narzędzia, jakie mam, nie będą się nadawały do użytku. I nie dostanę wyrównania finansowego - dodaje Latin.
Jego zastrzeżenia są odbiciem obaw większości miejscowych rybaków, którzy twierdzą, że kolejne rządy w Zagrzebiu, które w latach 2005-11 negocjowały wejście do Unii nie zrobiły nic dla ochrony ich interesów. – Nie było żądnych negocjacji. Nic na tym nie zyskaliśmy, a okazało się, że nie ma wyjścia, poza zgodą na to, co zaproponowano - mówi Latin.
Nowe kaszty, większa konkurencja
Oprócz ustalenia wszystkich szczegółów, od głębokości używania sieci trałowych po wielkość oczek w sieciach, wejście tego kraju do Unii otworzy wschodni Adriatyk dla każdej łodzi rybackiej w Unii. Główne niepokoje Chorwatów dotyczą znacznie większej floty rybackiej z sąsiednich Włoch, które często zapuszczały się nielegalnie na te wody.
- Po tej stronie Adriatyku jest nadal 3-4 razy więcej ryb. Włosi będą więc bardzo zainteresowani, musimy więc podjąć z nimi współpracę dla ochrony zasobów Adriatyku - twierdzi ekspert od rybołówstwa i wiceminister rolnictwa Miro Kucić.