Reklama

Chorwaccy rybacy też boją się Unii

Angielski napis na rybackim nabrzeżu w porcie w Umag stwierdza: Ten port rybacki odbudowano z pomocą Unii". I to jedyna dobra wiadomość

Publikacja: 01.07.2013 12:26

Ale większość z 3700 rybaków łowiących na wschodnim Adriatyku obawia się, że wejście ich kraju do Unii i nowe surowe prawa i przepisy, które zaczną obowiązywać, mogą być ostatnim gwoździem do ich trumny. - Obawiam się, że czeka nas wiele niemiłych niespodzianek - twierdzi Danilo Latin z rodziny rybaków od czterech pokoleń. - Stracimy dotacje, będziemy musieli zmienić sieci, łowić dalej do brzegu, dojdzie nowa konkurencja i nowe ograniczenia, więc będzie nam trudniej.

Część Adriatyku należąca do Chorwacji jest mała i dość płytka, a sieci używane tutaj nie spełniają norm wspólnej polityki połowowej opracowanej na podstawie systemów łowienia na Atlantyku. - Ta zmiana będzie mnie kosztować co najmniej 100 tys. kuna (17 500 dolarów), bo wszystkie narzędzia, jakie mam, nie będą się nadawały do użytku. I nie dostanę wyrównania finansowego - dodaje Latin.

Jego zastrzeżenia są odbiciem obaw większości miejscowych rybaków, którzy twierdzą, że kolejne rządy w Zagrzebiu, które w latach 2005-11 negocjowały wejście do Unii nie zrobiły nic dla ochrony ich interesów. – Nie było żądnych negocjacji. Nic na tym nie zyskaliśmy, a okazało się, że nie ma wyjścia, poza zgodą na to, co zaproponowano - mówi Latin.

Nowe kaszty, większa konkurencja

Oprócz ustalenia wszystkich szczegółów, od głębokości używania sieci trałowych po wielkość oczek w sieciach, wejście tego kraju do Unii otworzy wschodni Adriatyk dla każdej łodzi rybackiej w Unii. Główne niepokoje Chorwatów dotyczą znacznie większej floty rybackiej z sąsiednich Włoch, które często zapuszczały się nielegalnie na te wody.

- Po tej stronie Adriatyku jest nadal 3-4 razy więcej ryb. Włosi będą więc bardzo zainteresowani, musimy więc podjąć z nimi współpracę dla ochrony zasobów Adriatyku - twierdzi ekspert od rybołówstwa i wiceminister rolnictwa Miro Kucić.

Reklama
Reklama

Chorwackie wody terytorialne są zamknięte dla cudzoziemców, ale to też można ominąć. - Włoski rybak musi tylko znaleźć chorwackiego partnera gotowego do zwinięcia interesu i sprzedania swej licencji, założyć firmę w Chorwacji i zacząć działalność - wyjaśnia Latin.

Wiceminister dodaje, że Chorwacja dopiero teraz jak członek Unii może walczyć o swych rybaków. - Nie można było oczekiwać, by Unia zgodziła się na nasze prawa podczas negocjacji. Teraz możemy być równym partnerem i przystąpić do pracy z Włokami i Słowenią, które mają podobne problemy na Adriatyku, aby przedstawić im nasz punkt widzenia.

Chorwacji chodzi o zrobienie wyjątków we wspólnej polityce połowowej, które uwzględnią specyfikę Adriatyku, który jest płytki na północy i głęboki na południu. - Europa północna i zachodnia, która sporządziła przepisy dotyczące morza, ma 10 gatunków ryb nadających się do połowów komercyjnych. W Adriatyku mamy 80 gatunków, plus setki różnych sposobów, których Europa nie zna. Musimy o nie walczyć - mówi Kucić.

Ginący zawód

Nawet jeśli Chorwatom uda się to, to dla wielu może być za późno. — Dziesięć lat temu rybactwo nadal kwitło, wszyscy kupowali łodzie. Teraz zamiera, ludzie zwijają interes — wyjaśnia szef organizacji rybaków z północnej części półwyspu Istria, Tonci Trevizan. — Teraz mamy nowe normy, nowe podatki, księgowość. Traktują nas jak prawdziwe firmy, podczas gdy my jesteśmy małymi grupami rodzinnymi i po prostu nie możemy spełnić tych wszystkich wymogów.

W 1978 r., gdy po raz pierwszy wypłynął na morze, rybacy mieli tylko kompasy do nawigacji. Sieci wyciągali rękami, od czego bolały plecy, teraz mają windy, ale wtedy sieci były pełne — Dziś mamy sprzęt elektroniczny, hydrauliczny, ale łowimy znacznie mniej niż 30 lat temu. A za każdym wypłynięciem w morze potrzebujemy buchaltera. Nie będzie z tego przyszłości — uważa. Swój roczny dochód ocenia na najwyżej 30 tys. euro

Sąsiednia Słowenia, do której należy mała część północnego Adriatyku, weszła do Unii w 2004 r. i już dostrzega spadek działalności rybackiej. — Było coraz gorzej, a teraz to zupełna katastrofa — uważa 64-letni Loredano Pugliese z portu w Izola, używając mieszaniny włoskiego, słoweńskiego i chorwackiego.

Reklama
Reklama

Izola był kiedyś bastionem przemysłu rybackiego w Słowenii, ale w ciągu ostatniej dekady liczba łodzi zmalała z niemal 400 do ok. 30. — To europejskie prawa, europejskiej wielkości sieci, wielkość ryb. Europa chce dużych ryb, a my to mamy tylko małe. Każdą trzeba dokładnie zważyć, zanotować. Jeśli to tak dalej pójdzie, trzeba będzie mieć dyplom wyższej uczelni, aby uporać się z z tymi dokumentami — twierdzi Pugliese.

- To małe morze, a oni chcą, byśmy zachowywali się jak na dużym. Za kilka lat nie będzie w ogóle rybaków i obawiam się, że to samo stanie się z moimi chorwackimi przyjaciółmi — podsumowuje.

Finanse
Technologie odpowiedzią na cyberzagrożenia
Finanse
Otwarta droga pomocy Ukrainie. Aktywa Rosji zamrożone bezterminowo
Finanse
Walka o zamrożone aktywa. Bank Rosji grozi Unii Europejskiej
Finanse
Zamrożone aktywa, ale roszczenia gorące. Tak Kreml chce zastraszyć Europę
Finanse
Osiem tysięcy wierzycieli Cinkciarza. Syndyk prześledzi księgi rachunkowe spółki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama