Trend na rynku złota odwrócił się na początku lipca. Wówczas – po trzech kwartałach przeceny – kruszec zaczął drożeć. Do dziś jego cena odbiła się o ponad 14 proc.
W ostatnich tygodniach zwyżkę cen złota, traktowanego przez inwestorów jako polisa ubezpieczeniowa dla kapitału na wypadek zawirowań na rynkach lub przyspieszenia inflacji, analitycy tłumaczyli głównie eskalacją konfliktu w Syrii, gdzie wkrótce może dojść do interwencji zachodnich wojsk. To grozi skokiem ceny ropy – a w ślad za nimi inflacji. Wcześniej jednak cenom „żółtego metalu" sprzyjały m.in. doniesienia, że popyt z Azji nie słabnie pomimo spowolnienia wzrostu największych gospodarek tamtego regionu.
Według danych amerykańskiej Komisji ds. Obrotu Towarowymi Kontraktami Terminowymi (CFTC) w tygodniu zakończonym 27 sierpnia liczba długich pozycji (obstawiających wzrost cen) inwestorów w kontraktach i opcjach na złoto przewyższała liczbę pozycji krótkich o 97,9 tys. Ta różnica, uchodząca za dobry wskaźnik stosunku inwestorów do złota, nie była tak wysoka już od stycznia. W ciągu tygodnia skoczyła o 34 proc.
Wcześniejszą przecenę złota analitycy wiązali głównie z sygnałami, że bank centralny USA szykuje się do wygaszenia programu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu obligacji za wykreowane pieniądze. Zdaniem Adriana Daya, prezesa spółki Adrian Day Asset Management, inwestorzy zareagowali na plany Fedu panicznie. Według niego cena złota do końca roku odbije się do 1600 dol. za uncję w porównaniu z niespełna 1400 dol. (ok. 4519 zł) obecnie.
Ale ankietowani przez agencję Bloomberg analitycy nie podzielają tego optymizmu. Średnio prognozują, że pod koniec roku uncja złota będzie kosztowała niespełna 1300 dol., a rok później 1400 dol. I systematycznie te przewidywania obniżają. Na początku lipca, przed odbiciem notowań kruszcu, sądzili, że zakończą one rok na poziomie 1390 dol. Na początku roku spodziewali się, że będzie to 1880 dol.