Zdominowane przez demokratów Los Angeles przyłączyło się tym samym do ogólnokrajowego "ruchu 15 dolarów", działającego na rzecz podwyższenia płac osób o najniższych dochodach. Wcześniej podobne decyzje podjęły m.in. dwa inne duże miasta położone nad Pacyfikiem – Seattle oraz San Francisco. Podpisanie rozporządzenia przez burmistrza Los Angeles Erica Garcettiego – także demokratę – uważane jest za formalność. Uroczystość zaplanowano na najbliższy weekend.

Rozporządzenie Rady Miejskiej "Miasta Aniołów" przewiduje stopniowe podnoszenie minimalnej stawki godzinowej z obecnych 9 dolarów do 15 dolarów w ciągu najbliższych pięciu lat. W pierwszej kolejności podwyżki będą musiały wprowadzać stopniowo biznesy zatrudniające co najmniej 25 pracowników. Mniejsze firmy będą miały na to dodatkowy rok. Najmocniej skutki decyzji rajców miejskich odczują więc duzi pracodawcy, którzy muszą zatrudniać wielu słabiej wykwalifikowanych pracowników – tacy jak McDonald's, Burger King, Wal-Mart, czy Target. Ale obowiązkowe podwyżki nie obejmą wielu pracodawców kojarzonych z Los Angeles. Na przykład Walt Disney ma swoją centralę w Burbank, a park rozrywki w Anaheim – ciągle w obrębie wielkiej aglomeracji, ale już poza granicami miasta Los Angeles.

Przeciwnicy podwyższania stawek do końca argumentowali, że skutkiem ubocznym takiej decyzji będzie wzrost stopy bezrobocia i – być może – wyprowadzka całych firm z drugiego co do wielkości miasta w USA. W Los Angeles mają m.in. swoje centrale takie firmy odzieżowe jal Guess oraz American Apparel.

Federalna stawka płacy minimalnej znajduje się od 2009 roku na poziomie 7,25 dolara za godzinę, ale już ponad połowa stanów ustaliła jej wysokość na wyższym poziomie. Na dobrowolne podwyżki zdecydowały się też takie firmy jak Wal-Mart oraz Target. Podniesienia staki godzinowej do 15 dol. najgłośniej domagają się pracownicy amerykańskich fast foodów, którzy regularnie organizują demonstracje i akcje strajkowe w większych miastach Stanów Zjednoczonych.