Tylko w ciągu jednego tygodnia w Karaczi dokonano trzech porwań obywateli USA. Działającym błyskawicznie pakistańskim i amerykańskim służbom za każdym razem udawało się ich uwolnić przed upływem 24 godzin. Ale ekstremiści nie rezygnowali. Porwanie Amerykanina miało nie tylko zdyskredytować Muszarrafa, ale mogło być także potężnym narzędziem w wojnie propagandowej przeciwko Stanom Zjednoczonym.
38-letni Daniel Pearl od 12 lat pracował dla dziennika „The Wall Street Journal”. Oficjalnie chciał w Pakistanie napisać artykuł o tym, w jaki sposób urodzony i wychowany w Wielkiej Brytanii Richard Reid stał się terrorystą. Brytyjczyk, przezywany „shoe bomberem”, bo zamachu próbował dokonać za pomocą bomby ukrytej w bucie, spotykał się w Pakistanie z przywódcą radykalnej organizacji szejkiem Mubarakiem Ali Gilanim. Pearl postanowił go odnaleźć i przeprowadzić z nim wywiad. Wtedy został porwany.
To wersja oficjalna. Jest jednak wiele dowodów na to, że Pearl pracował nad innym tematem. Chodziło o powiązania pakistańskich służb specjalnych ISI z ekstremistami. Podejrzenia jego redakcji wzbudziło, że po zamachach z 11 września prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf zdymisjonował szefa służb ISI. Jak się okazało, zdymisjonowany generał był podejrzany o finansowe wsparcie dla zamachowców, którzy zaatakowali wieżowce World Trade Center i Pentagon.
Amerykański dziennikarz dotarł do urodzonego w Wielkiej Brytanii ekstremisty, który mógł coś wiedzieć na temat związków pakistańskich służb z utrzymującymi ogromne wpływy w Pakistanie skrajnymi ugrupowaniami. Mężczyzna przedstawiający się jako Baszir obiecał jednak spotkanie z kimś naprawdę ważnym i dobrze poinformowanym.
Pearl wiedział, że musi zachować ostrożność. Nalegał, aby do spotkania doszło w miejscu publicznym. Pośrednicy, którzy mieli mu pomóc w zorganizowaniu wywiadu, przez dwa tygodnie kontaktowali się z nim za pośrednictwem e-maili i telefonu. Co najmniej pięć razy wyznaczali termin spotkania i za każdym razem w ostatniej chwili je odwoływali. 23 stycznia rano Pearl dostał kolejną wiadomość. Spotkanie miało się odbyć o godzinie 19 w restauracji Village w centrum miasta. Amerykanin taksówką pojechał na miejsce spotkania, ale nikt na niego nie czekał. Kilka minut później zatelefonował Baszir. Ekstremista zapewnił, że spotkanie może się odbyć, ale ze względów bezpieczeństwa nie w miejscu publicznym. – Zawieziemy pana, a potem odstawimy na miejsce – przekonywał Baszir. Rozmowa trwała 5 minut, co zdaniem śledczych oznaczało, że Pearl się wahał. W końcu Amerykanin postanowił wsiąść do podstawionego auta. Nie wiedział, że w ślad za nim w drogę ruszyło czterech mężczyzn. Na wyludnionych przedmieściach Karaczi mężczyźni wywlekli dziennikarza z samochodu, związali mu ręce i zawiązali przepaskę na oczy. – Ciągle nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje, i pytał, dlaczego go traktujemy w ten sposób – zeznawał później jeden z napastników.