Kiedyś filmowcy żyli w symbiozie z literaturą. Panowało przekonanie, że tylko epika może dostarczyć tematów, które warto przedstawić na dużym ekranie. Obecnie miejsce prozy coraz częściej zajmują komiksy. „Persepolis" udowadnia, że na tym nowym związku – historyjek obrazkowych ze sztuką filmową – kino nic nie traci. Może natomiast wiele zyskać.
Rysunki są proste, czarno-białe. Kolor pojawia się jedynie na chwilę. Można odnieść wrażenie, że ogląda się ożywione paski komiksowe z gazet. W ten sposób Marjane Satrapi z pomocą Vincenta Paronnaud przedstawia opowieść o swoim życiu – od czasów dzieciństwa w ogarniętym islamską rewolucją Iranie, aż po okres pierwszej emigracji na Zachód, gdy codzienność w kraju ajatollahów była już nie do zniesienia.
Powstał wyjątkowy mariaż popkulturowej estetyki (komiks) z kinem autorskim (autobiograficzna treść). Forma filmu przełamuje wszelkie bariery – polityczne, religijne i kulturowe. Życie bohaterki nabiera uniwersalnego wymiaru, a animacja układa się w opowieść o cenie, jaką trzeba zapłacić za wewnętrzną wolność.
Choć Satrapi nasyca fabułę nostalgią za utraconą ojczyzną, potrafi zachować zdrowy dystans do opowiadanej historii – nie popada w sentymentalizm. Za to w serii scenek obyczajowych inteligentnie wykpiwa autorytarny Iran i dowcipnie krytykuje świat Zachodu. Ujmujące, osobiste i zabawne kino!