Homoseksualista na ekranie

Filmowe portrety homoseksualistów zawsze odzwierciedlały stosunek społeczeństwa do tej mniejszości.

Publikacja: 22.01.2009 00:01

"Tajemnica Brokeback Mountain" USA 2006, reż. Ang Lee

"Tajemnica Brokeback Mountain" USA 2006, reż. Ang Lee

Foto: materiały prasowe

Ludzie o odmiennych preferencjach seksualnych przed wiekiem pojawiali się na ekranie rzadko i nieśmiało, byli traktowani jak zniewieściałe fajtłapy lub złoczyńcy kryjący w sobie mroczną tajemnicę. Dziś pokazywani są zwyczajnie, bez zgorszenia i zdziwienia. Przeżywają na ekranie takie same radości, namiętności i tragedie, jak wszyscy. Tak samo kochają, tęsknią i cierpią.

Jednym z ciekawszych filmów francuskich ostatniego roku jest „Comme les autres” Vincenta Garenqa. Przystojny i sympatyczny Lambert Wilson wciela się w pediatrę-geja, który marzy o własnym dziecku. Wprawdzie pracownik opieki społecznej odmawia mu prawa do adopcji, ale inni jego pragnienie rozumieją. Współczesna Francja jest tolerancyjna i lekarz, razem ze swoim partnerem, wychowują w końcu wyśnioną córeczkę. Garenq pokazuje na ekranie najsubtelniejsze uczucia i sytuację, która nikogo za bardzo nie dziwi.

Kilka lat temu, w innym francuskim obrazie „Czas, który pozostał” Francois Ozona chory na raka fotograf-gej odmawia leczenia i żegna się z życiem, porządkując swoje sprawy, także te intymne. W obu filmach orientacja seksualna bohaterów jest traktowana niesensacyjnie, zwyczajnie. Ale nie wszędzie i nie zawsze tak było.

[srodtytul]Fajtłapa lub czarny charakter [/srodtytul]

W latach 30. scena z „Maroka”, w której Marlena Dietrich w męskim fraku schodziła ze sceny i całowała w usta inną kobietę, wywoływała szok. Trzy lata później niedwuznaczne aluzje do lesbijskiego związku pojawiły się też w „Królowej Krystynie” z Gretą Garbo. Tę inność wnosiły na amerykański ekran gwiazdy importowane z liberalnej i dekadenckiej Europy.

Wcześniej, w niemych filmikach hollywoodzkich, zwłaszcza westernach, pojawiali się mężczyźni-homoseksualiści, ale były to zazwyczaj zniewieściałe fajtłapy, obiekt żartów bohaterów i widzów. Jednak w latach 30. szacowne panie domu zrzeszone w rozmaitych „ligach moralności” protestowały przeciwko seksualnej rozwiązłości i demoralizacji społeczeństw. W Niemczech pojawił się zakaz wprowadzania do filmów motywów homoseksualnych, w USA zaczął obowiązywać kodeks Haysa, którego konsekwencje artyści odczuwali jeszcze ćwierć wieku później. W 1958 roku Richard Brooks musiał wyciąć z „Kotki na gorącym, blaszanym dachu” wszelkie sceny sugerujące biseksualny charakter bohatera, a rok później w „Ben Hurze” William Wyler w bardzo zawoalowany sposób sugerował związki łączące niegdyś Messalę i Judę.

W tamtym czasie miłość homoseksualna oznaczała na ekranie zło, dodawała jedynie demoniczności i tajemnicy negatywnym bohaterom. Wykorzystał ten schemat nawet tak szacowny twórca jak John Huston, który w „Sokole maltańskim” uczynił homoseksualistą czarny charakter — Johna Cairo, granego przez Petera Lorre’a. Negatywnym bohaterem jest również gej z „Nieznajomych z pociągu” Alfreda Hitchcocka.

[srodtytul]Homoseksualista uczłowieczony [/srodtytul]

Przełomem w portretowaniu na ekranie homoseksualistów okazała się głośna, brytyjska „Ofiara” Basila Deardena (1961). Dirk Bogarde, wykazując się nie lada odwagą, zagrał tam żonatego prawnika, który jest szantażowany z powodu swojego homoseksualizmu. Wreszcie pojawił się na ekranie gej, który był człowiekiem niejednowymiarowym, interesującym i budzącym sympatię widzów. Bogarde zaryzykował swój wizerunek i wygrał — z amanta przekształcił się w świetnego aktora, dostał pierwszą nominację do Bafty.

Echa europejskiej rewolucji dotarły do Stanów, gdzie też kino zaczęło powoli zrzucać obcisły gorset nałożony przez kodeks Haysa. Dwa lata po „Ben Hurze” Wyler opowiedział w „Niewiniątkach” historię dwóch nauczycielek podejrzanych o lesbijski związek. Po raz pierwszy wyreżyserował tę historię opartą na prozie Lillian Hellman w 1936 roku, ale wówczas zmienił zarysowany przez pisarkę konflikt: jedna z kobiet została posądzona o romans z narzeczonym drugiej. W 1961 roku reżyser nie owijał już niczego w bawełnę: tu chodziło już o miłość dwóch kobiet.. Pokazał, jak samo podejrzenie rzucone przez uczennicę, może zrujnować życie. Jednak choć Wyler był odważny, publiczność do takiego tematu jeszcze nie dojrzała. „Niewiniątka”, mimo udziału Shirley McLaine i Audrey Hepburn, poniosły spektakularną klapę.

[srodtytul]Po rewolucji dzieci-kwiatów [/srodtytul]

Ruchy hippisowskie końca lat 60. przyniosły rewolucję seksualną, a więc również inne spojrzenie na sprawy miłości homoseksualnej. „Zabrania się zabraniać” — głosiło jedno z haseł 68 roku. Na ekranie zaczęli pojawiać się bohaterowie, dla których seksualność nie stanowiła tematu-tabu, bez problemu stawiający także czoła własnej inności. Europa była tu w awangardzie. To był czas, gdy narodziły się bezpruderyjne, homoseksualne obrazy Dereka Jarmana, który w gejowskim kodzie zapisywał żywot św. Sebastiana („Sebastian”), opowiadał o królu-homoseksualiście Edwardzie II („Edward II”), potem, już w latach 80., tworzył bulwersujący portret Caravaggia. Artyści-homoseksualiści często zresztą stawali się bohaterami filmów, jak choćby Piotr Czajkowski w „Kochankach muzyki” Kena Russella (1971) czy Rimbaud i Verlaine w „Całkowitym zaćmieniu” Holland (1995). Namiętności przynosiły im cierpienia, ale także natchnienie. Inność stawała się ich siłą.

Ta nowa epoka kina to także dzieła mistrzów włoskich. Pier Paolo Pasolini, zdeklarowany gej często w swoich skandalizujących, antyklerykalnych filmach sięgał po ostre wątki miłości homoseksualnej („Teoremat", „Opowieści kanterberyjskie”, „Salo, czyli 120 dni Sodomy”). Ale podobne motywy pojawiały się też w filmach Luchino Viscontiego („Zmierzch bogów", „Śmierć w Wenecji”) czy Federico Felliniego. I w obrazach Niemca Rainera Wernera Fassbindera ("Prawo silniejszego", „W roku trzynastu pełni"). Bohaterowie-homoseksualiści zadomowili się na ekranie. Już bez żadnych aluzji i zasłon artyści zaczęli mówić o ich problemach.

Klimat akceptacji dla inności, wzmocniony jeszcze protestami przeciw wojnie wietnamskiej, dotarł również do Hollywood. W „Kabarecie” — wspaniałej opowieści Boba Fosse’a o narastaniu faszyzmu w Niemczech w latach 30. — romans trójki bohaterów — kobiety i dwóch mężczyzn — nikogo nie dziwił. W opartym na faktach „Pieskim popołudniu” biseksualista grany przez Ala Pacino napadał na bank, żeby zdobyć pieniądze na operację zmiany płci dla swojego partnera. Ci wszyscy bohaterowie, choć dzieliły ich epoki i społeczny status, żyli swobodnie. Ba, budzili sympatię widowni.

Choć trzeba przyznać, że purytańska Ameryka próbowała się przez zalewem inności bronić. W 1978 roku z filmu Alana Parkera „Midnight Express” wycięty został wątek gejowski, a jeszcze 13 lat później (!) Jon Avnet w „Smażonych zielonych pomidorach” erotyczną miłość między bohaterkami musiał zamienić na przyjaźń.

[srodtytul]W czasach AIDS [/srodtytul]

Nowe wątki przyniósł kinu przełom lat 80. i 90. Na środowiska gejowskie padł strach wywołany przez AIDS. Epidemia śmiertelnej choroby, którą najpierw przypisywano głównie homoseksualistom i narkomanom, w różnych postaciach zagościła w filmie. Przyniosła ze sobą śmierć. Ale także znów zaostrzyła społeczną niechęć w stosunku do gejów. I tu kino stanęło na wysokości zadania. Najważniejszym bodaj filmem tamtego czasu okazała się „Filadelfia” Jonathana Demme’a. Tom Hanks zagrał w tym obrazie młodego yuppie, którego błyskotliwa kariera zostaje przerwana przez AIDS. Człowieka walczącego nie tylko z objawami choroby, ale także z nietolerancyjnym światem, z szefami firmy, którzy wyrzucają go z pracy dlatego tylko, że jest chory, wreszcie z własnym strachem przed tym nieuniknionym. Przede wszystkim jednak starającego się do końca zachować godność. Demme przypomniał, że orientacja seksualna, która budzi niechęć opinii publicznej, nie ma znaczenia wobec spraw ostatecznych, życia, śmierci.

[srodtytul]Zwyczajni, jak wszyscy [/srodtytul]

Dziś, w czasach, gdy coraz więcej artystów, a nawet polityków ujawnia swoje preferencje seksualne, homoseksualiści na ekranie coraz bardziej normalnieją. Nie ma już wokół nich atmosfery skandalu. Kino daje im prawo do bycia sobą. Andre Techiné w „Dzikich trzcinach” czy Paweł Pawlikowski w „Lecie miłości” bez kompleksów opowiadają o młodzieńczych urzeczeniach ludzi tej samej płci. Niezwykłym manifestem wolności stają się filmy Pedro Almdovara. Człowieka, który sam poznał smak inności i odtrącenia, więc tęskni za tolerancją. Na różnych etapach życia Hiszpan spotkał ludzi, którzy później stawali się bohaterami jego filmów.

Prostytutki, dziwaków, transwestytów, którzy żyjąc na marginesie "normalnego" społeczeństwa, szukali swego miejsca w życiu. Dał im prawo do bycia sobą. Ale też w „Złym wychowaniu” opowiedział o miłości homoseksualnej inaczej niż dotąd. Pokazał ból ludzi „kochających inaczej”, ich rozpacz, miotanie się wśród namiętności, których siłę trudno znieść, i wieczne niespełnienie. Pokazał ich mękę i ciągły niepokój. Ten sam, który dopada bohaterów obrazu „Tajemnica Brokeback Mountain” Anga Lee, dwóch kowbojów, którzy — choć próbują od siebie uciekać — nie są w stanie zapomnieć o namiętności i miłości, jaka ich połączyła w młodości. Ci dwaj mężczyźni po latach pozwalają sobie na szczerość i uczucie. Miłość okazuje się silniejsza od społecznych uprzedzeń. A największym sukcesem Lee było to, że widzowie zaczynali patrzeć na ten film nie jak na historię homoseksualistów, lecz jak na opowieść o zakazanym owocu, o niespełnieniu i tęsknocie. O prawie do życia w zgodzie z własnymi uczuciami.

Owa akceptacja, brak zdziwienia i uniwersalizm przesłania to największy sukcesem Lee czy Almodovara. Denzel Washington powiedział kiedyś, że „problem murzyński” w kinie skończy się, gdy wszyscy przestaną go pytać o sytuację czarnoskórych aktorów w Hollywood. Parafrazując jego słowa: „problem miłości homoseksualnej” skończy się, gdy obok bohaterów homoseksualistów nie będzie się pojawiało słowo „inny”. Kino jest już na to coraz bardziej gotowe.

 

Ludzie o odmiennych preferencjach seksualnych przed wiekiem pojawiali się na ekranie rzadko i nieśmiało, byli traktowani jak zniewieściałe fajtłapy lub złoczyńcy kryjący w sobie mroczną tajemnicę. Dziś pokazywani są zwyczajnie, bez zgorszenia i zdziwienia. Przeżywają na ekranie takie same radości, namiętności i tragedie, jak wszyscy. Tak samo kochają, tęsknią i cierpią.

Jednym z ciekawszych filmów francuskich ostatniego roku jest „Comme les autres” Vincenta Garenqa. Przystojny i sympatyczny Lambert Wilson wciela się w pediatrę-geja, który marzy o własnym dziecku. Wprawdzie pracownik opieki społecznej odmawia mu prawa do adopcji, ale inni jego pragnienie rozumieją. Współczesna Francja jest tolerancyjna i lekarz, razem ze swoim partnerem, wychowują w końcu wyśnioną córeczkę. Garenq pokazuje na ekranie najsubtelniejsze uczucia i sytuację, która nikogo za bardzo nie dziwi.

Pozostało 91% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu