Wstrząsający film Wajdy

"Tatarak" nakręcony na motywach z Iwaszkiewicza przewyższa wszystko, co pokazano na Berlinale

Publikacja: 13.02.2009 18:48

"Tatarak"

"Tatarak"

Foto: Materiały Promocyjne

Na ogromnym zbliżeniu twarz kobiety. Przerażone, pełne bólu oczy. Kobieta budzi się gwałtownie, rzuca jak w koszmarze. To Krystyna Janda. Wstaje. Jest w pustym pokoju – bezosobowym, jakby hotelowym, pogrążonym w mroku. Przeraźliwie samotna zapala papierosa. Zaczyna mówić. Gdzieś w przestrzeń. Do siebie? Do Boga? Mówi o tym, jak umierał jej mąż.

[srodtytul]Życie w cieniu śmierci [/srodtytul]

Film Wajdy jest opowieścią o odchodzeniu. Bohaterka "Tataraku", choć o tym nie wie, ma przed sobą niewiele życia. Czuje się osłabiona, zmęczona. Tylko tyle. Jej mąż, lekarz, ogląda klisze rentgenowskie. W prawym płucu – ogromny guz. Wie, że żona może nie przeżyć lata. Ale los jest nieobliczalny. To nie ona umrze pierwsza. Przed nią odejdzie młody 20-letni chłopak. Utopi się, zrywając dla niej tatarak.

Śmierć jest zresztą stale obecna w domu doktora i jego żony. Zamknięta w pokoju, do którego nie wolno wchodzić obcym. Mieszkali w nim kiedyś synowie doktorostwa. Obaj zginęli w powstaniu warszawskim. "Nigdy ci nie wstyd, że żyjesz?" – pyta pani Marta męża. Jest też w "Tataraku" fascynacja młodością. Starzejąca się kobieta nie może się oprzeć jej sile. Jest urzeczona 20-latkiem. Nie jego inteligencją, nawet nie urodą. Raczej witalnością, tym, że wszystko jeszcze przed nim. Jakby chciała się wyrwać z kręgu wspomnień, czerpać z cudzej młodości siły do dalszego życia.

Wajda zrobił jednak coś więcej niż ekranizację opowiadania Iwaszkiewicza z lat 50., wzbogaconego o wątki prozy Sandora Maraia. "Tatarak" jest filmem w filmie. Wajda pokazuje ekipę pracującą na planie, przede wszystkim zaś dodaje ów monolog Krystyny Jandy. Bolesny. Naznaczony głębokim cierpieniem. Janda wydobywa z pamięci najdrobniejsze szczegóły czasu, który spędziła przy śmiertelnie chorym mężu. Od chwili, gdy na schodach domu rzucił jej: "Mam coś w płucach", i pojechała do szpitala odebrać wynik jego tomografii, aż do ostatnich chwil, gdy spytał: "Czy mogę już się pożegnać?", a następnego dnia umarł między jedną łyżeczką wody a drugą, którą podawała mu do ust.

Film Wajdy staje się głosem o istocie sztuki, o aktorstwie. O cenie, jaką płaci się za jego uprawianie. O tym, ile artysta daje z siebie. W ostatnich scenach iwaszkiewiczowskiego filmu Janda rozpacza nad ciałem martwego chłopca. Widzimy jej potworny, niemy krzyk. Przecież nie nad tym młodym człowiekiem, który zaraz, jak tylko reżyser powie: Kamera, stop!, wstanie i pójdzie się obmyć z piasku. Krzyk aktorki jest jej własnym płaczem.

[srodtytul]Subtelność i odwaga[/srodtytul]

"Tatarak" należy do Krystyny Jandy. Jej aktorska wirtuozeria, ale przede wszystkim nieprawdopodobna odwaga, zadecydowały o sile filmu.

– Wiedziałem, że Krystyna Janda potrzebuje roli na miarę jej talentu – powiedział mi w rozmowie Andrzej Wajda. – Szukałem takiego materiału. I pomyślałem, że nikt w Polsce nie potrafił pisać o kobietach tak jak Iwaszkiewicz. Dlatego sięgnąłem po "Tatarak". A ona odnalazła w sobie te wszystkie delikatności, które są tam zapisane.

Był moment, gdy z powodu choroby męża Janda wycofała się z pracy nad filmem.

– Ani przez chwilę nie pomyślałem, że mogę tę rolę powierzyć komukolwiek innemu – mówi Wajda. – Wróciliśmy do tego pomysłu po roku. Krystyna sama mi zaproponowała, że opowie o tragedii, którą przeżyła. Wielokrotnie pytałem: "Na pewno tego chcesz? Możesz się w każdej chwili wycofać". Ale ona postanowiła się otworzyć przed kamerą człowieka, którego dobrze zna i któremu ufa. Wiedziała, że nie zrobię niczego, czego nie mogłaby zaakceptować.

Pytam Andrzeja Wajdę, dlaczego zdecydował się na filmowanie monologu Jandy w ciemnym, stylizowanym na obrazy Hoppera wnętrzu.

– W telewizji jest strasznie dużo gadających głów – wyjaśnia. – Ludzie mówią, by zwrócić na siebie uwagę. Dlatego szukałem innego rozwiązania. Pomógł mi operator Paweł Edelman, który zadecydował, żeby aktorce w jej zwierzeniu nie przeszkadzać. Kiedy uciekała od kamery, kiedy stawała do niej tyłem albo wręcz wychodziła z kadru, uważałem, że ma do tego prawo. A Hopper? Jego obrazy zawsze robiły na mnie wrażenie. Samotne kobiety w pustych pokojach, które nie wiadomo na co czy na kogo czekają. Wydawało mi się, że słowa wydobywające się z tego przepełnionego samotnością półmroku będą miały siłę.

Nowy film Andrzeja Wajdy przypomina trochę "Wszystko na sprzedaż". – Pracuję z aktorami od 50 lat – mówi reżyser. – Wiem, jak trudny jest ich zawód. Oddają z siebie bardzo wiele, a czasem nie widać tego na ekranie. Wtedy myślę, że to nasza wina.

Wajda mówi też, że "Tatarak" mógł nakręcić tylko stary człowiek. – Jestem w takim wieku, że temat śmierci nie jest mi obcy. Iwaszkiewicz też pisał "Tatarak", mając świadomość, ile życia już za sobą zostawił – wyznaje. – Ale równie ważna wydaje mi się tu opowieść o młodości. Od pewnego wieku ludzie jej szukają. I Krystyna Janda pięknie to zagrała.

[srodtytul]Prywatny Iwaszkiewicz[/srodtytul]

"Tatarak" robi wrażenie. To film dojrzałego człowieka, ale jednocześnie na swój sposób młody. 84-letni mistrz zaskakuje poszukiwaniami nowoczesnej formy, podejmuje ogromne twórcze ryzyko. Z pewnością podzieli publiczność. Być może część widzów uzna film za zbyt ekshibicjonistyczny, inni będą narzekać, że to nie jest Iwaszkiewicz. Janda, jeśli można tak w ogóle napisać, tworzy przejmującą kreację. Gra, a może po prostu jest. W "filmowej" części świetnie partnerują jej Jan Englert w roli męża i Paweł Szajda jako 20-latek.

Na pierwszym, nocnym pokazie "Tataraku" sala w Berlinie pękała w szwach. Po napisach końcowych zaległa cisza. Część widzów nie ruszała się z miejsc. Wielu znajomych krytyków ze świata podchodziło, by powiedzieć, że Wajda zrobił wielki film. "Tatarakiem" zainteresował się poważny dystrybutor amerykański. Trzeba też przyznać, że po raz pierwszy polski film ma tak znakomitą promocję. Starannie przygotowano materiały prasowe, nad wywiadami z ekipą czuwa najlepsza agencja Premiere PR.

Wśród dziennikarzy mówi się, że Wajda jest poważnym kandydatem do Złotego Niedźwiedzia. A nawet jeśli go nie dostanie, i tak wygrał. Przypomniał, czym może być kino.

Na ogromnym zbliżeniu twarz kobiety. Przerażone, pełne bólu oczy. Kobieta budzi się gwałtownie, rzuca jak w koszmarze. To Krystyna Janda. Wstaje. Jest w pustym pokoju – bezosobowym, jakby hotelowym, pogrążonym w mroku. Przeraźliwie samotna zapala papierosa. Zaczyna mówić. Gdzieś w przestrzeń. Do siebie? Do Boga? Mówi o tym, jak umierał jej mąż.

[srodtytul]Życie w cieniu śmierci [/srodtytul]

Pozostało 94% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu