Film powstał, by uczcić 25. rocznicę zamordowania kapelana przez SB. Można było spodziewać się po tej produkcji biało-czarnego obrazu PRL-owskiej rzeczywistości i sporej dawki patosu – to w końcu biografia przyszłego świętego. A jednak twórcy do tematu podeszli z umiarem.
Zrealizowali obraz przejmujący, który może szokować młode pokolenie. W końcu PRL to nie tylko absurd i groteska, jak to pokazywał Stanisław Bareja. Ówczesna rzeczywistość była przytłaczająca, a system polityczny zastraszał obywateli. Taka jest, trawestując słynne zdanie z „Misia” Barei, prawda czasu, która przez reżysera Rafała Wieczyńskiego została w „Popiełuszce” umiejętnie zamieniona na prawdę ekranu. Pomaga mu w tym świetna scenografia Adama Kowalczyka, wiernie oddająca obraz tamtych smutnych czasów.
Podtytuł filmu – „Wolność jest w nas” – odnosi się do kazań księdza Popiełuszki, w których podkreślał wewnętrzną zdolność człowieka do stawiania oporu „w imię wyższych wartości”.
W wypełnianiu zadania, jakiego się podjął – głośnego mówienia o prawie narodu do wolności – towarzyszył mu strach, nieodłączna część składowa codzienności PRL. Wypełniał go lęk, ale nie poczucie bezsilności, co w filmie obserwujemy już w scenach pokazujących go jako młodego chłopaka odbywającego służbę wojskową.
Reżyser prowadzi narrację chronologicznie, przedstawiając najważniejsze epizody z życia księdza, od dzieciństwa na podlaskiej wsi do brutalnej śmierci. Poznajemy tych, których wspierał, m.in. strajkujących robotników Huty Warszawa oraz przyjaciół i zafascynowanych jego niezłomną postawą wiernych (grający ich role aktorzy tworzą wyraziste sylwetki nawet w epizodach).