Ich bohaterką często była dziewczynka, której mama została porwana przez podobną do niej czarownicę. Opowiastki zainspirowały Gaimana do napisania baśni z dreszczykiem. Tak powstała „Koralina”, która w 2002 roku znalazła się na liście bestsellerów „The New York Timesa”.
Teraz do kin wchodzi stworzona w trójwymiarowej technologii adaptacja powieści w reżyserii Henry’ego Selicka, specjalisty od baśni grozy („Miasteczko Halloween”). Film imponuje wizją plastyczną, przewrotnym humorem. Opowieść nie nuży – umiejętnie wpleciono w fabułę nawiązania do klasyki literackiej. Ale uwaga, rodzice! Dreszcz przejdzie wam w trakcie oglądania nie jeden raz po plecach, więc lepiej, żeby kilkuletnie dzieci zostały w domu. W świecie Koraliny bezpieczniej od najmłodszych szkrabów będą się czuły nastolatki.
Jedenastoletnia Koralina Jones wprowadza się z rodzicami do mieszkania w pewnym zaniedbanym domu przypominającym wiktoriańską posiadłość. Takie miejsce musi skrywać fascynujące tajemnice, zwłaszcza że mieszkają w nim także nietuzinkowi sąsiedzi: postrzelony rosyjski akrobata i dwie podstarzałe szansonistki. Jednak rezolutna i żądna przygód Koralina jest przeraźliwie samotna. Rodzice nie okazują jej zainteresowania, pochłania ich praca nad katalogiem ogrodnictwa.
Dziewczynka marzy więc o lepszych mamie i tacie. Pewnego dnia odkrywa w ścianie domu drzwiczki prowadzące do magicznego równoległego świata. A tam czekają na nią rodzice. Ale odmienieni – czuli, kochający, opiekuńczy. I tylko jedno powinno Koralinę zaniepokoić w tej rzeczywistości jak ze snu – zamiast oczu wszyscy mają guziki...
Świetne połączenie surrealizmu, gotyckiej baśni i czarnej komedii.