Reklama

Między prawdą uczuć a grą

Czy osobisty wątek Krystyny Jandy jest atutem czy skazą na filmie Andrzeja Wajdy – spierają się krytycy „Rz” Monika Małkowska i Rafał Świątek

Publikacja: 23.04.2009 11:17

Krystyna Janda i Paweł Szajda w "Tataraku" Andrzeja Wajdy

Krystyna Janda i Paweł Szajda w "Tataraku" Andrzeja Wajdy

Foto: ROL

[b]Zobacz galerię [link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,263063.html]zdjęć z filmu[/link][/b]

[srodtytul]Kontra: Ekshibicjonizm w scenerii z Hoppera [/srodtytul]

[b]Monika Małkowska [/b]

[b]Największym grzechem "Tataraku" jest nadmiar stylizacji. I to bynajmniej nie w partiach dotyczących przeszłości – klimaty Iwaszkiewiczowskie to specjalność Wajdy. Fałsz pobrzmiewa tam, gdzie ma dojść do głosu naga prawda – w scenach monologów Krystyny Jandy.[/b]

Andrzej Wajda kilkakrotnie z sukcesem ekranizował wielkiego skamandrytę. Tym razem postawił na wyjątkowo karkołomną figurę stylistyczną: metaforę zmiksował z weryzmem. Iwaszkiewiczowską fascynację tajemnicą bytu splótł z ocierającymi się o ekshibicjonizm wynurzeniami Krystyny Jandy.

Reklama
Reklama

Na pomysł łączenia w jednym dziele filmowym fikcji i realiów wpadło już wielu twórców. Jednak "Tatarak" nie ma nic wspólnego z "Osiem i pół", "Kochanicą Francuza" czy "Kinem Paradiso" – by przywołać kilka różnych koncepcji tzw. kina w kinie.

U Wajdy podwójna rzeczywistość nie podnosi wymowy fabuły ani nie dodaje siły zwierzeniom. To obce sobie byty, połączone osobą aktorki.

Co zaskakujące – straceńczy odlot doktorowej Marty ku młodości uosabianej przez Bogusia wydał mi się bardziej wiarygodny niż prawdziwy dramat Jandy.

Aktorka relacjonuje przebieg choroby i ostatnie dni męża. Snuje wspomnienia w pokoju, gdzie stoją tylko łóżko i krzesło. Umowna sceneria. Ani hotel, ani prywatne mieszkanie. Wpadające przez okno ostre słoneczne światło (reflektor?) wykreśla zarys niby-sceny. Bohaterka wstaje z czarnej jedwabnej pościeli, wsuwa stopy w ekskluzywne klapki na wysokich szpilkach (Manolo Blahnik?), otula ciało czarnym satynowym miniszlafroczkiem. Jest elegancka, efektowna. W takim sztafażu zaczyna grać. Zwierza się z intymnych przeżyć. Dlaczego nie potrafię dzielić z nią rozpaczy? Bo widzę, że to kreacja aktorska. Że Janda nie jest sobą, lecz siebie przedstawia.

Słowa nie raziłyby sztucznością, gdyby nie oprawa plastyczna monologów. To fałsz, imitacja. Aktorka nie zachowuje się spontanicznie, lecz przybiera pozy. Stylizuje się na bohaterkę obrazów Edwarda Hoppera.

Jakim cudem amerykański malarz realista przeniknął do "Tataraku"? Co ma wspólnego z Iwaszkiewiczem i osobistym dramatem Jandy? Nic. Po prostu jego płótna stały się modne. Przeniknęły do masowej kultury. I skaziły "Tatarak".

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/malkowska/2009/04/23/ekshibicjonizm-w-scenerii-z-hoppera/" target="_blank]blog.rp.pl[/link]

[srodtytul]Pro: Wielki film o fenomenie sztuki[/srodtytul]

[b]Rafał Świątek[/b]

[b]Arcydzieło. Dzięki genialnie prostemu zabiegowi dopełniają się w nim dwie artystyczne wizje adaptacji "Tataraku" – koncepcja Andrzeja Wajdy i Krystyny Jandy. [/b]

Śmierć jest w tym filmie – podobnie jak w opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza – wszechobecna. Jej zapach skrywa tytułowe ziele. Wydaje się zamknięta w pokoju synów doktorowej Marty (Krystyna Janda) poległych w powstaniu. Pani Marta, choć jeszcze o tym nie wie, jest śmiertelnie chora. Zginie także Boguś (Paweł Szajda). Prosty chłopak – który obudził w niej matczyne uczucia – utopi się, zrywając tatarak. Jednak film Wajdy, w przeciwieństwie do prozy Iwaszkiewicza, nie jest opowieścią o sile namiętności. Reżyser nie eksponuje erotyzmu podszytego śmiercią, który przenika opowiadanie. Dla Wajdy "Tatarak" ma osobiste znaczenie. Mistrz dokonuje w nim bilansu własnej twórczości i życia. Wprowadza nawiązania do filmów szkoły polskiej, a zarazem podejmuje próbę spokojnego pogodzenia się z przemijaniem. Przygląda się również młodości, która fascynuje go witalnością, beztroskim patrzeniem w przyszłość. "Mnie zawsze ogarnia taki straszny wstyd, kiedy widzę jakieś młode życie" – mówi Marta o Bogusiu. Ale ja traktuję te słowa jak wyznanie samego Wajdy, który ma świadomość, że "życie przechodzi tak łatwo w śmierć", jak pisał Iwaszkiewicz.

Ekranizacja "Tataraku" przeplata się z monologiem Krystyny Jandy o śmierci jej męża Edwarda Kłosińskiego. Widzimy również ujęcia z planu, gdy aktorzy uczestniczą w próbie czytanej. Po co Wajda zdecydował się na zabieg odsłaniający filmowe kulisy? Dlaczego pozwala widzom oglądać intymne wyznanie aktorki, balansujące między ekshibicjonizmem a artystyczną kreacją? Janda wyznaje w monologu, że nie potrafi myśleć osobno o mężu i "Tataraku". Film, nad którym unosi się widmo jego śmierci, zrósł się z życiem. Kreacja Marty mogła powstać tylko dlatego, że aktorka sięgnęła do najgłębiej skrywanych emocji i użyła ich do zbudowania roli. Na tym polega właśnie fenomen sztuki, która pasożytuje na życiu, żywi się uczuciami. A jednocześnie ma moc oczyszczającą. Pozwala artyście wyrzucić z siebie ból, cierpienie, lęk i nadać im głębszy sens.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/23/wielki-film-o-fenomenie-sztuki/" target="_blank]blog.rp.pl[/link]

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama