Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/malkowska/2009/04/23/ekshibicjonizm-w-scenerii-z-hoppera/" target="_blank]blog.rp.pl[/link]
[srodtytul]Pro: Wielki film o fenomenie sztuki[/srodtytul]
[b]Rafał Świątek[/b]
[b]Arcydzieło. Dzięki genialnie prostemu zabiegowi dopełniają się w nim dwie artystyczne wizje adaptacji "Tataraku" – koncepcja Andrzeja Wajdy i Krystyny Jandy. [/b]
Śmierć jest w tym filmie – podobnie jak w opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza – wszechobecna. Jej zapach skrywa tytułowe ziele. Wydaje się zamknięta w pokoju synów doktorowej Marty (Krystyna Janda) poległych w powstaniu. Pani Marta, choć jeszcze o tym nie wie, jest śmiertelnie chora. Zginie także Boguś (Paweł Szajda). Prosty chłopak – który obudził w niej matczyne uczucia – utopi się, zrywając tatarak. Jednak film Wajdy, w przeciwieństwie do prozy Iwaszkiewicza, nie jest opowieścią o sile namiętności. Reżyser nie eksponuje erotyzmu podszytego śmiercią, który przenika opowiadanie. Dla Wajdy "Tatarak" ma osobiste znaczenie. Mistrz dokonuje w nim bilansu własnej twórczości i życia. Wprowadza nawiązania do filmów szkoły polskiej, a zarazem podejmuje próbę spokojnego pogodzenia się z przemijaniem. Przygląda się również młodości, która fascynuje go witalnością, beztroskim patrzeniem w przyszłość. "Mnie zawsze ogarnia taki straszny wstyd, kiedy widzę jakieś młode życie" – mówi Marta o Bogusiu. Ale ja traktuję te słowa jak wyznanie samego Wajdy, który ma świadomość, że "życie przechodzi tak łatwo w śmierć", jak pisał Iwaszkiewicz.
Ekranizacja "Tataraku" przeplata się z monologiem Krystyny Jandy o śmierci jej męża Edwarda Kłosińskiego. Widzimy również ujęcia z planu, gdy aktorzy uczestniczą w próbie czytanej. Po co Wajda zdecydował się na zabieg odsłaniający filmowe kulisy? Dlaczego pozwala widzom oglądać intymne wyznanie aktorki, balansujące między ekshibicjonizmem a artystyczną kreacją? Janda wyznaje w monologu, że nie potrafi myśleć osobno o mężu i "Tataraku". Film, nad którym unosi się widmo jego śmierci, zrósł się z życiem. Kreacja Marty mogła powstać tylko dlatego, że aktorka sięgnęła do najgłębiej skrywanych emocji i użyła ich do zbudowania roli. Na tym polega właśnie fenomen sztuki, która pasożytuje na życiu, żywi się uczuciami. A jednocześnie ma moc oczyszczającą. Pozwala artyście wyrzucić z siebie ból, cierpienie, lęk i nadać im głębszy sens.