„Stan gry“ jest thrillerem, w którym rozwój akcji łatwo da się przewidzieć. Jednak to nie ona ma tutaj pierwszorzędne znaczenie. Kevin McDonald wykorzystał sensacyjną fabułę, by pokazać niepokojące zmiany w świecie mediów.

W Waszyngtonie giną trzy osoby. Najpierw ktoś zabija złodzieja narkomana, a następnie rowerzystę – świadka morderstwa. Później pod pociąg metra wpada asystentka kongresmena Collinsa.

Reporterskie śledztwo w pierwszej sprawie prowadzi dziennikarski wyga Cal McAffrey z „Washington Globe“. Wygląda na to, że będzie miał do napisania jedynie notkę do kroniki kryminalnej. Natomiast śmierć asystentki przeobraża się w skandal, gdy media odkrywają, że była kochanką polityka. Młodziutka Della – koleżanka McAffreya – pisze o seksaferze w swoim blogu... Oczywiście okaże się, że obie sprawy się łączą, a tropy śledztw prowadzą do korporacji Pointcorp. Firma opłacająca najemników do walki w Iraku i Afganistanie jest pod lupą Komisji Departamentu Obrony, której przewodniczy Collins, przyjaciel McAffreya.

Choć wątków jest sporo, intryga została poprowadzona klarownie. Niestety, twórcy popełniają błąd – w łopatologiczny sposób podpowiadają widzom, jak przebiegać będzie rozwój wydarzeń.

Odnoszę jednak wrażenie, że reżysera mniej interesowała schematyczna fabuła. Bardziej pociągała go możliwość nakreślenia obrazu dziennikarstwa. Coraz mniejsze znaczenie ma gromadzenie faktów, drobiazgi, które mogą decydować o obliczu sprawy. Liczy się szybko podany news, który ewentualnie będzie można sprostować w następnym wydaniu.