Finn, bohater "Spotkania w Palermo", słynny fotografik, jest człowiekiem sukcesu. Atrakcyjny, zamożny, otoczony luksusem i pięknymi kobietami, realizuje sesje zdjęciowe dla największych domów mody. Ale już od pierwszych scen wiadomo, że jest człowiekiem wypalonym i samotnym.
Obserwujemy go we własnym mieszkaniu, w samochodzie, na basenie. Za pewnością siebie i nowoczesnym luzem kryje się lęk. Nawet fotografia, która kiedyś była zapewne jego pasją, teraz stała się tylko rutynowym pstrykaniem, łowieniem okazji.
Gdy jedna z prac zaprowadzi go z rodzinnego Düsseldorfu do Palermo, Finn spróbuje uporządkować swoje życie, zrewidować hierarchię wartości, uporać się z lękami i obsesjami. Wenders każe się mu zmierzyć z miłością i śmiercią. I tu zaczyna się filmowa grafomania.
Miłość to piękna, tajemnicza dziewczyna, którą fotograf spotyka przypadkiem w jednym z zakamarków Palermo. Śmierć uosabia łysy Dennis Hopper w wielkim, szarym kapturze zarzuconym na głowę.
Halucynacje Finna błądzącego przez Palermo, ale też przez światy własnej wyobraźni, rozmowy na temat sztuki, życia i śmierci, a wreszcie pełne egzystencjalnego bólu monologi miały zapewne sprawiać wrażenie głębi. Niestety, są tak pretensjonalne i tandetne, że wywołują na widowni nerwowy śmiech.