66 dni umierania

Wstrząsający "Głód" Steve'a McQueena o bojowniku IRA Bobbym Sandsie

Publikacja: 05.01.2010 17:35

"Głód" Steve'a McQueena

"Głód" Steve'a McQueena

Foto: materiały prasowe

Steve McQueen wszedł do kina szturmem. W 2008 roku członkowie Europejskiej Akademii Filmowej uznali jego pierwszą fabułę "Głód" za najlepszy debiut sezonu. Dostał Złotą Kamerę festiwalu canneńskiego, tytuł największego odkrycia w Toronto i brytyjską BAFTĘ. Zgarnął trofea na imprezach w Chicago, Tallinie, Sydney, Montrealu, Sztokholmie. Wygrał też ostatni festiwal Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Ma 40 lat, mieszka w Londynie i Amsterdamie, jest artystą plastykiem uhonorowanym prestiżową nagrodą Turnera. Posługuje się fotografią i wideo, uprawia rzeźbę. Oprócz imienia i nazwiska nic nie łączy go z nieżyjącym już słynnym aktorem, bohaterem "Bullitta" i "Wielkiej ucieczki".

[srodtytul]Więzienny protest[/srodtytul]

"Głód" oparty na autentycznych wydarzeniach sprawia chwilami wrażenie paradokumentu. Opowiada o strajku głodowym, jaki w 1981 roku wszczęli skazani na długoletnie więzienie bojownicy IRA, protestując przeciwko pozbawieniu ich przez rząd brytyjski statusu więźniów politycznych.

– Miałem 11 lat, kiedy moi rodzice codziennie oglądali w telewizji relację z głodówki przywódcy tej grupy Bobby'ego Sandsa – mówi reżyser. – Dziś z tamtych wydarzeń zostało w archiwach jedynie 90 sekund, a ludzie mają słabą pamięć.

Na ekranie kompletna normalność. Mężczyzna wstaje, długo myje ręce, je śniadanie, wychodzi przed dom, podobny do wszystkich przy tej ulicy. Nic nie mąci ciszy i spokoju poranka. Dlaczego więc przed wejściem do samochodu zagląda pod zawieszenie auta, a przekręcając kluczyk w stacyjce, ma w oczach strach? Kiedy podjeżdża pod więzienie Maze w Północnej Irlandii, wszystko staje się jasne. Jest brutalnym, znienawidzonym przez więźniów klawiszem. Boi się odwetu.

Film McQueena dzieli się na trzy części. W pierwszej sceny bestialskiego traktowania skazanych zmieniają się szybko jak w kalejdoskopie. Widzowie na zbliżeniach obserwują zezwierzęcenie strażników i upodlenie więźniów. Kamera wyławia jednego z nich – Bobby'ego Sandsa.

Druga część to 17-minutowa sekwencja rozmowy Sandsa z księdzem z Belfastu. Są po tej samej stronie barykady, ale ksiądz ma wątpliwości, czy strajk głodowy jest właściwą metodą walki, gdy Sands jest zdecydowany go podjąć.

[srodtytul]Śmierć rozłożona na raty[/srodtytul]

Trzecia część to historia 66 dni umierania Sandsa. Pokazana naturalistycznie, z najdrobniejszymi detalami. McQueen każe nawet widzom wysłuchać opisu powolnego wyłączania się organizmu, jaki serwuje rodzinie więzienny lekarz.

– Historia się powtarza. Dziś mamy AbuGhraib, Guanta-namo, Irak. Dlatego zrealizowałem ten film – twierdzi Steve McQueen.

"Głód" robi ogromne wrażenie. Także dzięki realistycznej, wrażliwej kamerze Seana Bobbita i znakomitej kreacji aktorskiej Michaela Fassbendera. Aktor tak się odchudził do roli Sandsa, że na ekranie wygląda jak kościotrup, ma śmierć w oczach. McQueen umiejętnie gra ciszą i krzykiem. Potrafi pokazać szarpaninę i rozpacz, ale też determinację człowieka pokonującego granicę, spoza której nie można już wrócić.

"Głód" może się wydać wielu widzom kontrowersyjny. To przecież historia terrorysty, jednego z liderów IRA. Ale reżyser nie wchodzi w politykę. Opowiada się za prawem do godności, przypomina, że w nowoczesnym społeczeństwie nie ma miejsca dla zasady Kodeksu Hammurabiego "oko za oko".

– Dla mnie ważne jest, że akcja "Głodu" nie toczy się gdzieś daleko, a bohaterowie nie noszą imion Ali czy Muhammad – mówi Steve McQueen. – Są z naszego podwórka, możemy się z nimi utożsamić, poczuć ich bunt i ból ich rodzin. Jeśli dziś zrozumiemy siebie, jutro może wykonamy wysiłek, by zrozumieć innych.

Bardzo mocny film. Pokazujący, że w czasach terroryzmu wszyscy jesteśmy przegrani.

Steve McQueen wszedł do kina szturmem. W 2008 roku członkowie Europejskiej Akademii Filmowej uznali jego pierwszą fabułę "Głód" za najlepszy debiut sezonu. Dostał Złotą Kamerę festiwalu canneńskiego, tytuł największego odkrycia w Toronto i brytyjską BAFTĘ. Zgarnął trofea na imprezach w Chicago, Tallinie, Sydney, Montrealu, Sztokholmie. Wygrał też ostatni festiwal Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Ma 40 lat, mieszka w Londynie i Amsterdamie, jest artystą plastykiem uhonorowanym prestiżową nagrodą Turnera. Posługuje się fotografią i wideo, uprawia rzeźbę. Oprócz imienia i nazwiska nic nie łączy go z nieżyjącym już słynnym aktorem, bohaterem "Bullitta" i "Wielkiej ucieczki".

Pozostało 83% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu