Po premierze w USA, amerykańska i brytyjska prasa przyjęła film dobrze. Recenzenci chwalili przekaz promujący tolerancję religijną. Jednak nad Gangesem obraz spowodował wybuch nienawiści hinduskich radykałów i nacjonalistów. Kontrowersje budzi już sam tytuł — „My Name Is Khan”, czyli „Nazywam się Khan” — który hinduiści uznali za manifestację islamskiej tożsamości. Khan to najpopularniejsze muzułmańskie nazwisko, nosi je również odtwórca głównej roli, Shah Rukh Khan, filmowy gwiazdor, który przyszedł na świat w muzułmańskiej rodzinie.
Choć w Bollywood kariery robi wielu Muzułmanów (w aktorskiej czołówce są m.in. Aamir Khan i Salman Khan), zwykle grają role Hindusów. Indyjskie kino rozrywkowe boi się kontrowersji jak ognia. By nie drażnić religijnych fanatyków, rzadko podejmuje trudne tematy. Jest się czego bać. Ataki na kina nie są rzadkością, może je spowodować drobiazg. Na przykład kilka lat temu zamachy w kinach organizowali Sikhowie, urażeni jednym z filmowych tytułów.
[srodtytul]Krwawe tabu [/srodtytul]
Tym razem oliwy do ognia dolał sam Shahrukh Khan, który w zeszłym tygodniu wyraził ubolewanie, że do prestiżowych rozgrywek ligi krykieta nie wybrano w tym roku żadnego gracza o pakistańskich korzeniach. Ta wypowiedź i premiera filmu rozwścieczyły przywódców radykalnej politycznej organizacji Shiv Sena, którzy w wystąpieniach zaatakowali Khana. Ich zwolennicy wyszli na ulice. W dniach poprzedzających premierę w Bombaju aresztowano blisko dwa tysiące osób oskarżonych o niszczenie kin, w tym witryn reklamujących pierwsze pokazy „My Name Is Khan”.
W miniony weekend kina w mieście przeżywały oblężenie — bilety były wyprzedane, widzowie przed wejściem musieli poddać się kontroli, sale obstawiły specjalne oddziały policji.