Bohaterem jest Czkawka, syn nieustraszonego wodza Wikingów. Chłopak dostarcza ojcu samych zmartwień, bo nie ma ani krzepy, ani wojowniczego usposobienia. Tymczasem wioska Wikingów regularnie atakowana jest przez hordy smoków. Zabijanie gadów jest dowodem męstwa – chuderlawy i strachliwy Czkawka nie ma co liczyć na uznanie wśród mieszkańców.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,456062.html]Zobacz galerię Fotosów z filmu[/link] [/wyimek]
Jednak jego życie ulegnie zmianie, gdy, chcąc ojcu udowodnić swoją przydatność w walce ze smokami, zestrzeli jednego z nich. Ale nie będzie miał serca, aby dobić potwora, za to stopniowo się z nim zaprzyjaźni. I tak odkryje, że smoki nie są wcale takie straszne, jak je dorośli „malują”...
Ta opowieść o dojrzewaniu została zbudowana z wielokrotnie wykorzystywanych w kinie familijnym motywów. Jest tu i konflikt ojca z synem, i wątek dojrzewania do roli bohatera, i spotkania z obcą istotą rodem z „E.T.” Stevena Spielberga. Ale twórcy zgrabnie ułożyli je we wciągającą całość. Zwłaszcza 10-letni chłopcy (w takim wieku jest mniej więcej Czkawka) powinni mieć frajdę z oglądania smoków walczących w przestworzach.
„Jak wytresować smoka”, choć powstał dla studia DreamWorks, przypomina klasyczne filmy Disneya. Reżyserami i autorami scenariusza są bowiem Chris Sanders i Dean DeBlois, którzy w 2002 roku odnieśli sukces disnejowskim „Lilo i Stichem” zrealizowanym jeszcze za pomocą kredki i ołówka.