Gdy Spike Jonze (m.in. „Być jak John Malkovich” i „Adaptacja”) przystępował do adaptacji klasycznej bajki Maurice'a Sendaka o skorym do fantazjowania dziewięciolatku, musiał stoczyć długą walkę z producentami. Oni liczyli, że nakręci kino przygodowe dla całej rodziny. Tymczasem on chciał przedstawić opowiadanie Sendaka w konwencji surrealistycznego komediodramatu.
[srodtytul] Bohaterowie jak u Allena [/srodtytul]
Prace nad filmem rozpoczął pięć lat temu w Universalu. Po kłótni z wytwórnią przeszedł do Warnera. Tutaj też doszło do awantury. Po pokazach testowych w 2007 roku szefowie studia zmusili go do zmiany wielu scen i wydłużenia fabuły o 10 minut. Jednak mimo kłopotów Jonze obronił swoją koncepcję. Ostatecznie „Gdzie mieszkają dzikie stwory” w Stanach miał premierę w zeszłym roku. U nas film wyszedł od razu na DVD.
Dziewięcioletni Maks szaleje po mieszkaniu w kostiumie wilka. Tarza się po dywanie razem z psem. Obrzuca śnieżkami kolegów starszej siostry. Dokazuje jak wielu innych chłopców w jego wieku. Tyle, że nie potrafi rozładować roznoszącej go energii, pozbyć się frustracji. W okolicy nie ma rówieśników, z którymi mógłby spędzać czas. Mama - po odejściu ojca - poświęca się przede wszystkim pracy i poszukiwaniu partnera. Tymczasem Max coraz bardziej traci nad sobą kontrolę. Na prośby, by zachowywał się spokojnie, reaguje wrzaskiem, agresją. Jest jak nie dające się ujarzmić zwierzątko. Po jednej z awantur ucieka w świat wyobraźni. Tak trafia do miejsca, gdzie mieszkają tytułowe stwory. Maks zostaje ich królem.
W hollywoodzkich baśniach fantasy („Harry Potter”, „Opowieści z Narnii”, „Eragon”) zwykle bywa tak, że wizyta w magicznej krainie, choć bywa niebezpieczna, przynosi dużo radości. Jednak futrzaste stwory z filmu Jonze'a nie umieją cieszyć się życiem. Zbyt łatwo ulegają destrukcyjnym popędom lub popadają w melancholię. Chwilami przypominają neurotycznych bohaterów z komedii Woody'ego Allena, którzy spotkali się na sesji terapeutycznej u psychoanalityka.