W latach 1998 - 2004 Carrie, Samantha, Miranda i Charlotte przyciągały przed telewizory miliony widzów, plotkując o modzie, pracy, facetach i seksie. Imponowały stylem, zaskakiwały śmiałością w przełamywaniu obyczajowych tabu. Teraz odcinają kupony od dawnej popularności pojawiając się na dużym ekranie. W takich przypadkach nie liczy się kino, ale wyciśnięcie z fanów dodatkowej kasy.
Film z 2008 roku był nudny. Jego kontynuacja jest w dodatku głupia. To zestaw rodem z fast foodu, w którym dostajemy porcję paplaniny o trudnej do zniesienia długości (2,5 godziny gadania o niczym) podaną na tle arabskich landszaftów i posypaną hollywoodzkim blichtrem.
Carrie poślubiła pana Dużego, ale związek z ukochanym zaczyna ją uwierać. Małżonek woli wylegiwać się na kanapie niż wyjść na miasto, by pokazać się w modnej knajpie. Przyjaciółki Carrie mają równie ważkie problemy. Charlotte martwi się, czy rozmiar biustu opiekunki jej dzieci nie przykuje zbytnio uwagi męża. Miranda narzeka na szefa w pracy. Tymczasem Samantha bierze hormony, by mimo menopauzy pozostać seksbombą.
Te nowojorskie niby-dramaty stanowią jedynie przystawkę przed daniem głównym, czyli wizytą pań w luksusowym hotelu w Abu Zabi na zaproszenie szejka ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tu bohaterki pławią się w luksusie. A przy okazji odkrywają, że mężczyźni ze Wschodu to w większości tępi tradycjonaliści i hipokryci. Natomiast kobiety nie różnią się zbytnio od mieszkanek z Manhattanu. Co prawda noszą burki, ale pod nimi skrywają kreacje od najlepszych projektantów.
Pokrzepione tym odkryciem wracają do Ameryki, gdzie wreszcie następuje happy end.