Dzwoneczka powołał do życia szkocki pisarz James Matthew Barrie jako towarzyszkę Piotrusia Pana, a jej wizerunek na ekranie utrwalił disnejowski film z lat 50. Filigranową blondyneczkę o skrzydełkach jak motyl cechował początkowo wybuchowy temperament. Lubiła droczyć się i flirtować, choć nie miała głosu. Jednak z czasem przemówiła, zmieniając się w typową bohaterkę kina familijnego – słodką i uczynną wróżkę. Ta przemiana była podyktowana względami marketingowymi. Dzwoneczek stała się bowiem maskotką wytwórni Disneya. Powstały książeczki dla dzieci i gry komputerowe związane z jej przygodami. A wkrótce wypuszczono filmy, w których przedstawione są perypetie Dzwoneczka przed spotkaniem z Piotrusiem Panem.
Pierwsza część cyklu powstała w 2008 roku. Druga rok później. Teraz możemy oglądać w kinach trzecią odsłonę losów Dzwoneczka i sympatycznej kompanii wróżek.
Tym razem Dzwoneczek z przyjaciółkami wraca do opuszczonego kiedyś lasu, by sprowadzić lato. Niektóre wróżki skraplają pajęcze sieci poranną rosą. Inne sprawiają, że rosną kwiaty, rysują wzory na porannym szronie lub malują kropki biedronkom. Są też takie, dzięki którym robaczki świętojańskie świecą. Słowem – wszystkie koleżanki Dzwoneczka pracują, dbając o harmonię w naturze. Ale Dzwoneczka rozpiera energia. Najwyraźniej się nudzi. Chciałaby przeżyć jakąś przygodę. Wbrew przestrogom koleżanek zajrzy więc w końcu do domu, w którym na czas wakacji zamieszkał pewien naukowiec z kilkuletnią córką.
Spotkać wróżkę – o tym marzy chyba każda kilkulatka. I to jest główny atut “Dzwoneczka” – opowieści dostosowanej do dziecięcej wrażliwości i wyobraźni. To film pełen intensywnych barw, ciepły.
Jednak chłopcy powinni zostać w domu. Co prawda w gronie wróżek są też elfy, ale na pościgi, szalone pogonie i pojedynki z ich udziałem nie ma co liczyć.