Niedawny zdobywca Złotego Globu, opowiadający o założycielu Facebooka Marku Zuckerbergu "The Social Network" Davida Finchera, musiał się zadowolić ośmioma nominacjami. Tyle samo szans na statuetki ma sensacja science fiction – "Incepcja" Christophera Nolana.
Wszystkie te tytuły zdobyły oczywiście nominacje dla najlepszego filmu. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, o zwycięstwo w tej kategorii będzie walczyło aż dziesięć filmów. Ciekawe, że cztery z nich oparte są na autentycznych wydarzeniach. Poza twórcami "Jak zostać królem" i "The Social Network" po prawdziwą historię sięgnął też Danny Boyle w "127 godzinach", przenosząc na ekran gehennę Arona Ralstona, który przetrwał w pułapce skalnej w kanionie w Utah sześć dni i pięć nocy, a chcąc przeżyć, odciął sobie rękę uwięzioną pomiędzy głazami. Do losów bostońskiego boksera "Irisha" Micky'ego Warda i jego przyrodniego brata, trenera Dicky'ego Eklunda, odwołał się z kolei David O. Russell w "Fighterze".
Rozszerzenie listy w kategorii najlepszy film ma podłoże głównie biznesowe, bo nominowane tytuły często wracają do kin i zarabiają dla producentów dodatkowe pieniądze. Jednak w tym roku było z czego wybierać. Mocną pozycją jest współczesny dramat o sile sztuki "Czarny łabędź", którego akcja toczy się w środowisku ludzi baletu. Reżyser Darren Aronofsky przygląda się młodej tancerce, która dostaje szansę zatańczenia podwójnej roli w "Jeziorze łabędzim", ale – dotąd grzeczna i poukładana – musi odnaleźć w sobie ciemną stronę osobowości i obudzić uśpioną seksualność.
Członkowie Akademii coraz częściej zrywają z konserwatywnym gustem. Dzisiaj zresztą o to nietrudno, bo poprawność polityczna wymaga zauważenia opowieści o mniejszościach narodowych czy seksualnych. Niedawno triumfy święcił "Obywatel Milk" Gusa Van Santa, teraz akademicy wyróżnili "Wszystko w porządku". Lisa Cholodenko opowiedziała o rodzeństwie, które zostało poczęte w probówkach i wychowane przez dwie lesbijki.