Tym razem jeszcze udało się uniknąć katastrofy. „Jak pozbyć się cellulitu” ma kilka zabawnych dialogów i ripost, ale z nich nie da się sklecić całego filmu.
Saramonowicz ma świadomość, że pomysłu wyjściowego z „Lejdis” nie da się powtórzyć. Zaprezentowawszy więc znów kobiecą przyjaźń, umocnioną sprzeciwem wobec małości mężczyzn, rzuca bohaterki w wir szalonych przygód. A śmiech zaczyna się mieszać z zażenowaniem i z rechotem. Autor sięga po najprymitywniejsze metody, chcąc rozbawić widza, więc na ekranie pojawia się ortodoksyjny Żyd, ukraińska niania czy białoruski żołnierz. Streszczanie tego galimatiasu nie ma sensu, dodajmy jedynie, że komedia romantyczna zamienia się w farsę, thriller i horror, bo grasujący po ekranie seryjny morderca kobiet wysysa swym ofiarom krew. Widz już w połowie filmu wie, kto nim jest, finał niczym więc nie zaskakuje.
Polscy reżyserzy nigdy nie umieli realizować thrillerów i horrorów, a farsy kręcono u nas przed II wojną światową. Aktorzy sprawiają wrażenie, że dobrze się bawią. Ich nastrój nie udzieli się jednak widzom, przynajmniej tym choć trochę wymagającym.
[ramka]Polska 2010, reż. Andrzej Saramonowicz, wyk. Magdalena Boczarska, Dominika Kluźniak, Maja Hirsch, Tomasz Kot, Wojciech Mecwaldowski, Cezary Kosiński, Rafał Rutkowski[/ramka]