Na szczęście dla nas, widzów, ten filmowiec, grafik i artysta plastyk swój drugi film fabularny zrealizował poza wielkimi studiami, tak jak go sobie od początku wymyślił. Sprawnie połączył sprawy egzystencjalne z romantycznymi uniesieniami, komizm z majestatem śmierci. I nie ukrywał, że przedstawione w filmie relacje syn – ojciec to jego osobiste doświadczenia, a sfilmowanie ich to próba wyjścia z traumy.
Trzydziestoparoletni Oliver (McGregor), z zawodu artysta plastyk (wielbiciel polskiego plakatu: warto zwrócić uwagę, czym udekorował ściany swojego mieszkania), ma za sobą kilka nieudanych związków. Właściwie nie wie, dlaczego się rozpadły. Jest nie tylko samotny, ale przede wszystkim pogrążony w depresji spotęgowanej niedawnym umieraniem ojca (Plummer).
Ten mężczyzna po śmierci żony, z którą przeżył 53 lata, odważył się „wyjść z szafy". – Jestem gejem – obwieścił synowi. I ruszył pierwszy raz w życiu do gejowskiego klubu, gdzie znalazł młodszego o trzy dekady przyjaciela (Visnjic). Nawet rak, który się objawił w organizmie, nie zakłócił najszczęśliwszych w jego życiu dni.
Twórca „Debiutantów" sprawnie miesza plany czasowe, choć podstawowa część akcji rozwija się już po śmierci ojca. Oliverowi poza wspomnieniami pozostał jeszcze niezwykły Jack Russell, terier, pies, który „mówi" takie np. frazy: „Powiedz jej, że pochłonie nas mrok, jeśli nie nastąpi teraz coś drastycznego". A owa „ona" to poznana na jakimś party francuska aktorka Anna (Laurent). Szybko między nimi zaiskrzy, ale ich związek to początkowo emocjonalna szamotanina. Choć dawno nie są już nastolatkami, jednak w pewnym sensie debiutują. Pochodzą z różnych stron świata, nie łączą ich zawody ani interesy. Czy miłość to wystarczający powód, by być razem?
Komediodramat, USA 2010, scen. i reż. Mike Mills, wyk. Ewan McGregor, Melanie Laurent, Christopher Plummer, Goran Visnjic