Leopold Socha to postać autentyczna. Lwowski cwaniak pracujący w kanałach, a na boku dorabiający złodziejskim procederem, zarazem wzorowy mąż i kochający ojciec dziewięcioletniej córeczki.
Jest rok 1943 r. Niemcy, z aktywną pomocą ukraińskiej policji, brutalnie pacyfikują getto. Kilkoro Żydów podejmując próbę ucieczki, przebija się do kanałów.
Przypadek sprawi, że jest tam także Socha, ukrywający właśnie łup z kolejnego skoku. Wie, że za każdego wydanego Żyda Niemcy płacą 500 zł, ale on ma swoją cwaniacką kalkulację. Proponuje opiekę i schronienie w niełatwo dostępnych czeluściach kanałów: stawka 500 zł dziennie, ale liczbę podopiecznych ogranicza do dziesięciu. Uciekinierzy, choć boją się zaufać nieznanemu Polakowi, nie bardzo mają inne wyjście, za to mają pieniądze. I podejmują ryzyko. Jak się okaże, słusznie.
Obraz Holokaustu w kinie zarówno polskim, jak i światowym, obrósł w czarno-białe stereotypy, z których trudno się kolejnym twórcom mierzącym się z tym tematem wyzwolić. Zwłaszcza z portretowaniem Żydów jako jednoznacznie szlachetnych, budzących jedynie litość, ofiar bezwolnie poddających się przemocy.