Ten film podzieli widzów. Jednych zafascynuje, innych odrzuci. Kryminał „Kobieta z piątej dzielnicy" Douglasa Kennedy'ego stał się dla Pawlikowskiego pretekstem do opowieści o chorym umyśle.
„Pająk" Davida Cronenberga, „Piękny umysł" Rona Howarda, „Wyspa tajemnic" Martina Scorsese, „Czarny łabędź" Darrena Aronofsky'ego, „Antychryst" i „Melancholia" Larsa von Triera. Artyści coraz częściej pokazują dziś tych, którzy nie wytrzymują ciśnienia świata, napięcia, ambicji. Opowiadają o ich bolesnej codzienności, o wpadaniu w otchłań własnych lęków.
Bohaterem „Kobiety..." jest pisarz, Amerykanin. Z niejasnych powodów opuściła go żona, zabierając małą córeczkę. Mężczyzna chce je odzyskać, jedzie za nimi do Paryża. Tam już pierwszego dnia zostaje okradziony, zatrzymuje się więc w nędznym hoteliku nad barem i wynajmuje się jako nocny stróż w dziwnym, podejrzanym miejscu spotkań mafii. Próbuje nawiązać kontakt z córką, miota się między dwiema kobietami – polską kelnerką przypominającą dobrego anioła i tajemniczą damą, która go fascynuje. Film Pawlikowskiego zaczyna się naturalistycznie, ale z minuty na minutę staje się coraz bardziej nieodgadniony. Widz zagłębia się w świat schizofrenika. Już nie wiadomo, co jest rzeczywistością, a co fikcją, wytworem wyobraźni. Prawdziwy jest tylko ból.
– Od dawna chciałem zrobić film o kimś, kto popada w chorobę umysłową – mówi reżyser. – Kiedy producentki francuskie przysłały mi powieść Kennedy'ego, pomyślałem, że to dobry punkt wyjścia.
Kino osobiste
Książka jest thrillerem, w którym dochodzi do wielu zbrodni. Jednak Pawlikowski nie zaprasza widza do śledzenia kryminalnych zagadek, stara się raczej pokazać człowieka, którego świat coraz bardziej się rozpada.