– Reżyserzy przestali się w przemyśle filmowym liczyć – mówił Soderbergh w ostatnich wywiadach. – Inwestorzy uważają, że lepiej od nich wiedzą, czego oczekuje publiczność. Wtrącają się do ich pracy na każdym etapie. Wpływają na kształt scenariusza, ustalają obsadę, oglądają materiały i chcą sobie zapewnić prawo do zmian w czasie montażu filmu. Kompletnie twórców ubezwłasnowolniają.
Soderbergh w minionych trzech latach pracował bardzo intensywnie, reżyserując sześć filmów. Jest artystą wszechstronnym: ma w dorobku obrazy kultowe jak „Seks, kłamstwa i kasety wideo" i hity w stylu nadzianej gwiazdami serii o Oceanie. W lutym, podczas festiwalu berlińskiego, pokazał „Panaceum". Jak twierdzi – swój ostatni film, bo ma już dość i wycofuje się z kina.
Ameryka nagminnie uśmierza ból
– W latach 70. szefowie studiów dopieszczali tych, którzy robili kasowe filmy, ale też szanowali artystów. W zarządach wytwórni byli wtedy ludzie kochający sztukę, dzisiaj gabinety prezesów zajmują urzędnicy, którzy nie widzą niczego poza rzędami cyfr. Zapomnieli, czym jest rozmowa z widzem, ważna jest dla nich wyłącznie kasa. Mnie to zmęczyło. Poddaję się – przyznaje.
„Panaceum", które właśnie weszło na polskie ekrany, to zrealizowany za 30 mln dolarów thriller psychologiczny z Rooney Marą i Jude'em Lawem. Do bohaterki wraca mąż skazany na cztery lata więzienia za wykorzystywanie poufnych informacji firmy dla własnych interesów. Ale kobieta wpada w tłumioną przez długi czas depresję. Prosi psychiatrę o zapisanie jej antydepresantów o nazwie Ablixa, które – według reklamy – przynoszą natychmiastową poprawę nastroju.
– Ameryka nagminnie uśmierza ból – mówi Soderbegh. – Niestety, zapomina o skutkach ubocznych takiej kuracji.