Pracuje jako nauczyciel literatury w liceum na przedmieściach nieokreślonego miasta. W szkole codziennie obcuje z przeciętną młodzieżą, w domu sprawdza ich arcynudne wypracowania. I tak dzień w dzień, rok w rok, do momentu, aż w pierwszych dniach kolejnego semestru szkolnego (zapowiadającego się najgorzej w całej jego karierze) nie wyciągnie z pliku prac domowych na temat „Jak spędziłem weekend?" arkusza Claude'a Garcii. Szesnastolatek z nieoczekiwaną ironią opisuje na dwóch stronach dom swojego kolegi z ławki. Mamy więc sielankowe przedmieście, szczęśliwą rodzinę, wspólne odrabianie lekcji oraz... unoszący się w powietrzu zapach kobiety czterdziestoletniej.
Claude, diaboliczny nastolatek znikąd, zaczyna dostarczać nauczycielowi kolejne fragmenty tekstu. Germain czyta je razem z żoną z coraz większym zainteresowanie. Stopniowo zaczyna udzielać uczniowi wskazówek co do kompozycji, poprawia styl, wreszcie (dosłownie) wkracza w akcje opowiadania.
„Dans la maison" nie jest odnowieniem formuły stylistycznej reżysera. W filmie pojawiają się stałe wątki twórczości Ozona. Po pierwsze: fabuła, w której miesza się realność i fikcja. Po drugie: problem wyobraźni twórczej i procesu kreacji znane z „Basenu" i „Angel". Po trzecie: umiejętna żonglerka gatunkami i poetyką kiczu („Sitcom", „Osiem kobiet", i „Żona doskonała). Paradoksalnie jednak, kupując bilet na zasadniczo przewidywalne „U niej w domu", dostajemy szansę obejrzenia jednego z najciekawszych francuskich filmów ostatniego roku.