Kiedyś Antonioni zatytułował swój film „Zawód: reporter", opowiadając o człowieku, który chce uciec od swojego życia. Kręcąc dokument o Michaelu Henekem, Yves Montmayer parafrazuje ten tytuł. „Zawód: reżyser". Od czego ucieka twórca „Miłości"?
Montmayer podpatruje, jak Heneke pracuje z Jeanem-Louisem Trintignantem na planie „Miłości". Potem cofa się. Pokazuje fragmenty reportaży z planu innych filmów. Rozmawia z aktorami, obserwuje reżysera na zajęciach ze studentami. I w Cannes, gdzie dostał dwie Złote Palmy – za „Białą wstążkę" i „Miłość".
Patrzę na „canneńskiego" Michaela Hanekego i myślę, że taki właśnie jego obraz mam zakodowany w pamięci. Wysoki, kostyczny, starszy pan. Pociągła twarz, siwe włosy uczesane z przedziałkiem pośrodku, siwa broda, okulary w cienkiej drucianej oprawie. Czarna koszula, ciemny garnitur. I bardzo uważne spojrzenie.
Bez interpretacji
Haneke rzadko się uśmiecha i wytwarza wokół siebie dystans. Nie ma w nim nic z jowialnego gawędziarza, w czasie rozmowy jest skupiony i precyzyjny. Nie znosi, gdy ktoś każe mu tłumaczyć lub interpretować własne filmy. Gdy po premierze „Miłości" dziennikarze pytali go, skąd w kluczowej scenie wziął się w mieszkaniu gołąb, odpowiadał: „Wleciał przez okno". W rozmowie z Montmayerem też nie zgadza się na objaśnianie scen: – To jest to, czego unikam – mówi.
Chroniona strefa intymności
Haneke nie pozwala Montmayerowi wejść w swój intymny świat. Przyznaje się tylko, że w młodości chciał zostać aktorem: – Zdawałem do szkoły Reinhardta. Na szczęście mnie nie przyjęli.