Dyrygent filmu

Dokument „Michael Haneke. Zawód: reżyser" to portret jednego z najciekawszych współczesnych artystów kina. Od jutra na ekranach.

Publikacja: 30.05.2013 19:12

Michael Haneke na planie „Miłości”, tyłem Jean-Louis Trintignant

Michael Haneke na planie „Miłości”, tyłem Jean-Louis Trintignant

Foto: materiały prasowe

Kiedyś Antonioni zatytułował swój film „Zawód: reporter", opowiadając o człowieku, który chce uciec od swojego życia. Kręcąc dokument o Michaelu Henekem, Yves Montmayer parafrazuje ten tytuł. „Zawód: reżyser". Od czego ucieka twórca „Miłości"?

Montmayer podpatruje, jak Heneke pracuje z Jeanem-Louisem Trintignantem na planie „Miłości". Potem cofa się. Pokazuje fragmenty reportaży z planu innych filmów. Rozmawia z aktorami, obserwuje reżysera na zajęciach ze studentami. I w Cannes, gdzie dostał dwie Złote Palmy – za „Białą wstążkę" i „Miłość".

Patrzę na „canneńskiego" Michaela Hanekego i myślę, że taki właśnie jego obraz mam zakodowany w pamięci. Wysoki, kostyczny, starszy pan. Pociągła twarz, siwe włosy uczesane z przedziałkiem pośrodku, siwa broda, okulary w cienkiej drucianej oprawie. Czarna koszula, ciemny garnitur. I bardzo uważne spojrzenie.

Bez interpretacji

Haneke rzadko się uśmiecha i wytwarza wokół siebie dystans. Nie ma w nim nic z jowialnego gawędziarza, w czasie rozmowy jest skupiony i precyzyjny. Nie znosi, gdy ktoś każe mu tłumaczyć lub interpretować własne filmy. Gdy po premierze „Miłości" dziennikarze pytali go, skąd w kluczowej scenie wziął się w mieszkaniu gołąb, odpowiadał: „Wleciał przez okno". W rozmowie z Montmayerem też nie zgadza się na objaśnianie scen: – To jest to, czego unikam – mówi.

Chroniona strefa intymności

Haneke nie pozwala Montmayerowi wejść w swój intymny świat. Przyznaje się tylko, że w młodości chciał zostać aktorem: – Zdawałem do szkoły Reinhardta. Na szczęście mnie nie przyjęli.

A jednak „Zawód: reporter" zaskakuje. W materiałach z planu widzimy nagle innego człowieka. Pobudzonego, ruchliwego, nieprawdopodobnie ożywionego i ruchliwego. – Pewnie można reżyserować z fotela – wyznaje. – Ja tak nie umiem.

Na planie kontroluje wszystko, dyryguje zespołem jak orkiestrą, odgrywa przed aktorami scenki, biega, śmieje się, w pewnym momencie zdenerwowany krzyczy. Nagle rozumiemy, dlaczego Montmayer nazwał swój film „Zawód: reżyser".

Montmayer próbuje dokopać się do poglądów artysty, który konsekwentnie – w „Benny's Video", „71 fragmentach", „Funny Games", „Kodzie nieznanym", „Pianistce", „Ukrytych" czy „Białej wstążce" – powraca do tematu agresji narastającej w zachodnich społeczeństwach.

– Nie mam obsesji na punkcie gwałtu, to świat ją ma – mówił mi kiedyś Haneke. – Pokazuję przemoc na ekranie, bo się jej boję. Tak naprawdę opowiadam o własnym strachu i przerażeniu. Czy pani nie widzi różnicy między filmami moimi a na przykład Tarantino lub Stone'a? Oni są wspaniałymi reżyserami, ale w „Pulp Fiction" przemoc jest zabawna, a w „Urodzonych mordercach" atrakcyjna, podszyta przewrotną ideologią wolności. Ja prowokuję. Nie zapewniam widzowi dobrego humoru. Staram się, żeby wyszedł z poczuciem dyskomfortu.

W dokumencie Montmayera wypowiada swoje credo, patrząc prosto w kamerę: – W każdym filmie próbowałem zbliżyć się do prawdy. Inna sprawa, czy mi się to udawało czy nie. Ale zawsze traktowałem widza poważnie. A jak się kogoś traktuje poważnie, to można mu powiedzieć nawet nieprzyjemne rzeczy.

Tak podchodząc do zawodu, odwraca się od Hollywoodu.

– Zadzwonili do mnie stamtąd: „Mamy scenariusz, który pana zainteresuje. Historia bez jednego słowa" – opowiada Montmayerowi. – „Brzmi interesująco" – przyznałem. Przysłali mi tekst. Jakieś kretyńskie kino akcji. Ojciec i syn, w dżungli, walczą z niedźwiedziami i lwami. Groteska. Dlaczego mi to zaproponowali? Widać pomyśleli: „Jest taki facet, co wygrał festiwal w Cannes. Pewnie taki idiota zrobi dobrze nasz film".

Yves Montmayer pokazuje jeszcze jedną twarz Hanekego. Wśród studentów reżyser rozkwita, śmieje się.

– Lubię w akademii pracować nad tekstami Czechowa, bo to najlepsze i najbardziej wymagające sztuki, jakie powstały kiedykolwiek dla teatru – mówi, choć sam wystawiał głównie Goethego, von Kleista i Strindberga. – Dla studentów są zbyt trudne, ale dzięki temu dojrzewają. A nauczyciel powinien im pomóc zrozumieć, kim są i kim chcieliby być.

Wnikliwy obserwator

A kim jest Michael Haneke? Sam o sobie mówi: „rzemieślnik". Ale jest jednym z największych europejskich filmowych artystów naszych czasów, który jak mało kto potrafi obserwować rzeczywistość.

– Nie mam wyobraźni, jestem zależny od konkretów – powtarza. Nosi w sobie swoją przeszłość. „W każdy film wkładam cząstkę siebie" – przyznaje. Od czego więc ucieka? Tego się nie dowiemy. Nie dopuszcza do swojej prywatności, choć w jego biografiach można przeczytać, że pochodzi z artystycznej rodziny, ma żonę i czworo dzieci. Po „Miłości" rzuci, że zna ból utraty najbliższej osoby. Kim więc jest Michael Haneke naprawdę? Jedna odpowiedź jest z pewnością prawdziwa: reżyserem.

Kiedyś Antonioni zatytułował swój film „Zawód: reporter", opowiadając o człowieku, który chce uciec od swojego życia. Kręcąc dokument o Michaelu Henekem, Yves Montmayer parafrazuje ten tytuł. „Zawód: reżyser". Od czego ucieka twórca „Miłości"?

Montmayer podpatruje, jak Heneke pracuje z Jeanem-Louisem Trintignantem na planie „Miłości". Potem cofa się. Pokazuje fragmenty reportaży z planu innych filmów. Rozmawia z aktorami, obserwuje reżysera na zajęciach ze studentami. I w Cannes, gdzie dostał dwie Złote Palmy – za „Białą wstążkę" i „Miłość".

Pozostało 88% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu