Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
- Ona nigdy nie dopasowała się do Hollywood - powiedział o Katharine Hepburn George Cukor. - To Hollywood dopasował się do niej.
Na stare lata Katharine Hepburn chodziła w glorii wielkiej aktorki i niedoścignionej gwiazdy. Ale wcześniej miała tyluż fanów, co zaciekłych wrogów. Bo też nigdy nie była potulna. Narażała się producentom i dziennikarzom, strzegła też jak oka w głowie swojej prywatności.
Urodziła się 9 listopada 1907 roku w Hartford, w stanie Connecticut, w zamożnej inteligenckiej rodzinie. Jej ojciec był znanym chirurgiem, matka jedną z pierwszych bojowniczek o prawa kobiet do planowania rodziny. Katharine, podobnie jak pięcioro jej rodzeństwa, rosła w intelektualnej atmosferze oraz spartańskiej dyscyplinie. Wcześnie zaczęła występować w szkolnych przedstawieniach i szybko zorientowała się, że aktorstwo może stać się jej pasją życiową. W 1928 roku grała już w teatrze w Baltimore, potem na Broadwayu. Już wtedy była indywidualnością, osobą trudną, mającą własne zdanie. Wyrzucano ją z teatrów, a potem... przyjmowano z powrotem. Bo przy trudnym charakterze jedno było pewne - miała wielki talent.
Z Hollywood było podobnie. Szefowie studiów nie cierpieli jej, bo nie podporządkowała się nigdy systemowi gwiazdorskiemu. Biegała po Beverly Hills w spodniach, odmawiała udzielania wywiadów, nie rozdawała autografów. I odrzucała mnóstwo propozycji, wśród nich rolę Scarlett O'Hary w "Przeminęło z wiatrem". I tak naprawdę nie ściągała do kin tłumów - filmy z jej udziałem rzadko stawały się kasowymi hitami. Ale jednocześnie budziła respekt, bo to ona była kolekcjonerką Oscarów - miała ich aż cztery: za role w "Morning Glory" (1933), "Zgadnij, kto przyjdzie na obiad" (1967), w "Lwie w zimie" (1968), a wreszcie w "Nad złotym stawem" (1981). Akademia Filmowa uhonorowała ją jeszcze ośmioma innymi nominacjami do Oscarów.