Obsadzany zwykle w rolach drugoplanowych aktor Joseph Gordon-Levitt („Incepcja", „Mroczny rycerz powstaje", „500 lat miłości", „Lincoln") zadebiutował jako scenarzysta i reżyser prowokacyjną i nie do końca romantyczną komedią „Don Jon".
Sam też obsadził się w roli tytułowego bohatera. To nadane przez przyjaciół przezwisko nieprzypadkowo kojarzy się z legendarnym hiszpańskim szlachcicem słynącym z urody, cynizmu i przedmiotowego traktowania kobiet.
?Codzienne życie pochodzącego z włoskiej, robotniczej rodziny Jona jest puste i przewidywalne w najdrobniejszych szczegółach: praca barmana, ćwiczenia na siłowni, cowieczorne wypady z kumplami do klubu zakończone wyrwaniem kolejnej panienki. A w niedzielę – wieńcząca tydzień spowiedź, potem pokuta, udział we mszy i rodzinny obiad.
Pewny siebie narcyz i wzorcowy symbol macho o ponadprzeciętnym poziomie libido ma tylko jedną słabość: uzależnienie od pornografii. Choć nie narzeka na brak seksu, a wręcz nie może się opędzić od nagabujących go dziewczyn, dzieli swój czas między prawdziwe kobiety i chusteczki higieniczne. Właściwe spełnienie daje mu bowiem dopiero oglądanie pornosów w zawsze gotowym do odpalenia laptopie. I z każdej masturbacji przed ekranem spowiada się solennie co niedziela. Nie jest bynajmniej seksualnym męczennikiem jak bohater głośnego „Wstydu" Steve'a McQueena.