Reklama

Jakie czasy, taki Don Juan

Co może wyniknąć ze związku, gdy on lubi pornografię, a ona komedie romantyczne? O tym jest „Don Jon".

Aktualizacja: 14.11.2013 18:55 Publikacja: 14.11.2013 18:19

Joseph Gordon-Levitt w filmie „Don Jon"

Joseph Gordon-Levitt w filmie „Don Jon"

Foto: BEST FILM

Obsadzany zwykle w rolach drugoplanowych aktor Joseph Gordon-Levitt („Incepcja", „Mroczny rycerz powstaje", „500 lat miłości", „Lincoln") zadebiutował jako scenarzysta i reżyser prowokacyjną i nie do końca romantyczną komedią „Don Jon".

Reklama
Reklama

Zobacz galerię zdjęć

Sam też obsadził się w roli tytułowego bohatera. To nadane przez przyjaciół przezwisko nieprzypadkowo kojarzy się z legendarnym hiszpańskim szlachcicem słynącym z urody, cynizmu i przedmiotowego traktowania kobiet.

?Codzienne życie pochodzącego z włoskiej, robotniczej rodziny Jona jest puste i przewidywalne w najdrobniejszych szczegółach: praca barmana, ćwiczenia na siłowni, cowieczorne wypady z kumplami do klubu zakończone wyrwaniem kolejnej panienki. A w niedzielę – wieńcząca tydzień spowiedź, potem pokuta, udział we mszy i rodzinny obiad.

Pewny siebie narcyz i wzorcowy symbol macho o ponadprzeciętnym poziomie libido ma tylko jedną słabość: uzależnienie od pornografii. Choć nie narzeka na brak seksu, a wręcz nie może się opędzić od nagabujących go dziewczyn, dzieli swój czas między prawdziwe kobiety i chusteczki higieniczne. Właściwe spełnienie daje mu bowiem dopiero oglądanie pornosów w zawsze gotowym do odpalenia laptopie. I z każdej masturbacji przed ekranem spowiada się solennie co niedziela. Nie jest bynajmniej seksualnym męczennikiem jak bohater głośnego „Wstydu" Steve'a McQueena.

Reklama
Reklama

Jon to zadowolony z siebie, pozbawiony wyższych uczuć hedonista. „Porno jest lepsze niż seks" – powtarza wciąż i naprawdę w to wierzy. Nie myśli o stabilnym związku, opędza się od narzekań matki pragnącej zostać teściową i babcią. Gdy jednak pewnego wieczoru spotka w klubie piękną blondwłosą Barbarę (Scarlett Johansson), a ona od razu nie ulegnie jego czarowi, coś w nim pęknie.

Wydaje mu się, że oto spotkał kobietę życia. Po raz pierwszy widzi siebie w roli monogamicznego partnera. Ale ona też ma słabą stronę: uwielbia komedie romantyczne i, co gorsza, wierzy, że to, co przeżywają ich bohaterowie, można znaleźć w prawdziwym świecie. Ideał goni ideał, za to brakuje miejsca na czysto ludzkie emocje.

Wiszący w jej pokoju plakat „Titanica" tę diagnozę potwierdza. On myli masturbację z seksem, ona ekranową fikcję z realnym życiem.

Z góry wiadomo, że z takiej układanki nic dobrego wyniknąć nie może. Dopiero spotkanie Esther (Juilanne Moore), dojrzałej kobiety po przejściach, wyprostuje światopogląd Jona i spojrzenie na relacje damsko-męskie. Choć nie dowiemy się, czy na długo.

„Don Jon" to sprawnie zrealizowana, niezbyt odkrywcza, ostra satyra na współczesny amerykański kult macho. A przy okazji także na wszechobecność pornografii w codziennym życiu, w wersji soft atakującej z okładek czasopism, ogromnych billboardów czy telewizyjnych reklam.

Reklama
Reklama

Ten film daje jednak również schematyczne i łopatologiczne spojrzenie na przyczyny i skutki niemożności uczuciowego porozumi enia się między kobietą i mężczyzną, na wzajemne uprzedmiotowienie.

 

 

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama