„Całkiem prawdopodobne, że robiłem wywiad z człowiekiem, który kilka tygodni wcześniej próbował mnie zabić. Kiedy go spotkałem, zdałem sobie sprawę, że wierzył w coś, co może nie być prawdą, mógł pobłądzić, ale pomimo złych uczynków, które popełnił, nie był człowiekiem złym." Olly Lambert
O starciach dokumentu z telewizją, pożytkach z poezji podczas kręcenia dokumentu o wojnie oraz radzeniu z wywołaną tym traumą z dokumentalistą Ollym Lambertem, gościem festiwalu Human Doc, rozmawia Grzegorz Brzozowski.
Grzegorz Brzozowski: Wiele z twoich filmów skupia się na motywie konfliktu – nie tylko tego zbrojnego, jak w przypadku dokumentów o Strefie Gazy, Iraku czy w najnowszym filmie o wojnie w Syrii – ale też konfliktu w ramach rodziny, w przestrzeni prywatnej, jak w dokumencie „Mum and Dad are splitting up".
Olly Lambert:
Miło mi, że to zauważyłeś – mam wrażenie, że jedno z najczęstszych pytań, które mi jest zadawane, dotyczy „dramatu" filmowania stref wojny. Właściwie po jakimś czasie staje się to trochę uciążliwe, bo mam wrażenie, że ludzie zadający te pytania sami bardziej interesują się wojną niż ja. Ja tymczasem próbuję zwrócić im uwagę, że tylko ? mojego dorobku to filmy o różnych strefach konfliktu. I nawet w nich nie chodzi o sam konflikt, ale o ludzi i o to, jak oni sobie z nim radzą. Nieważne bowiem, czy dzieje się on w środowisku domowym, czy na wojnie – często wydobywa z ludzi ich istotę. I tym właśnie się interesuję. Często sama sytuacja, która tę esencję wydobywa, nie jest sama w sobie zbyt interesująca – tak właśnie jest z wojną. Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę, bo samą wojnę traktuję jako bardzo nudną i niezbyt przyjemną, nie lubię jej bardziej niż ktokolwiek inny, ale cenię wgląd jaki może dać w kwestie osobiste czy polityczne.