Totalitarne reżimy boją się prawdy. Nic dziwnego, że starają się tłamsić w zarodku wszelkie protesty. Jednak korzystający z dobrodziejstw internetowego przekazu blogerzy – robią swoje. Yoani Sanchez na Kubie, Zeng Jinyan w Chinach i Farnaz Seifi w Iranie są działaczkami politycznymi mającymi odwagę krytykowania władzy. Piszą swoje blogi mimo, że w ich krajach panuje cenzura - za mówienie prawdy grozi więzienie, prześladowania, a nawet śmierć.
Yoani Sanchez w blogu "Pokolenie Y", mającym 14 milionów odsłon miesięcznie na całym świecie, opowiada o rzeczywistości komunistycznej Kuby nie unikając tematów tak niewygodnych jak czarny rynek, czy aresztowania. I robi to mimo, że w jej ojczyźnie legalnie nie wolno mieć prywatnego łącza internetowego, korzystać można jedynie z bardzo drogiego w hotelu. Brutalnie pobita przez funkcjonariuszy tamtejszej milicji, postanowiła złożyć oficjalną skargę w sprawie napaści. Została poważnie potraktowana dopiero gdy powiedziała, że nagrała cały incydent i może go umieścić w sieci...
Farnaz Seifi, Iranka, założyła swój blog w 2003 roku, żeby pisać o dotkliwej dyskryminacji kobiet. Była pierwszą blogerką w swoim kraju, wielokrotnie jej grożono i kilkakrotnie blokowano stronę. W 2007 roku musiała wyjechać z ojczyzny...
– To, czego doświadczyliśmy po wyborach prezydenckich w 2009 roku nadal wielu z nas prześladuje – przyznaje Farnaz. – Podczas tych kontrowersyjnych wyborów działałam aktywnie umieszczając informacje na blogu. Co chwilę zaglądałam na YouTube, żeby obejrzeć nowe filmy, sprawdzałam na Facebooke'u, jakie pojawiły się wiadomości.
Z kolei Zeng Jinyan, Chinka, pisze o prawach człowieka, zatruciu środowiska, AIDS. Ma ograniczony dostęp do Internetu.