Debiutant Michał Otłowski bardzo sprawnie prowadzi widza przez zawiłości fabuły, mierząc się z trudnym gatunkiem, jakim jest film sensacyjny. Wie, o czym opowiada. Zanim zdał na reżyserię, studiował prawo, gdzie szczególnie interesowały go kryminalistyka i medycyna sądowa. Potem przez wiele lat był realizatorem programu „997". Ale też ma opanowane filmowe rzemiosło i dobrą rękę do aktorów.
Część krytyków zarzuca reżyserowi, że jego film powtarza wątki serialu „The Killing". Nieprawda. „Jeziorak" jest mocno zanurzony w rzeczywistości polskiej prowincji, gdzie miejscowa klika żyje w poczuciu bezkarności i gdzie – mimo pięknych krajobrazów – czai się brud.
„Jeziorak" to nowa jakość w naszej kinematografii, która nigdy nie była potentatem w sferze kina gatunkowego. Komedie i kryminały zwykle nam nie wychodziły. Tych pierwszych mieliśmy jak na lekarstwo – „Rejs" Marka Piwowskiego, filmy Juliusza Machulskiego, Stanisława Barei, Sylwestra Chęcińskiego czy Tadeusza Chmielewskiego były raczej wyjątkami potwierdzającymi regułę, że – w przeciwieństwie do Czechów czy Skandynawów – śmiać się z siebie nie umiemy.
Z kinem sensacyjnym było jeszcze gorzej, bo tu na przestrzeni wielu dekad udane pozycje można policzyć na palcach jednej ręki. „Wśród nocnej ciszy" Tadeusza Chmielewskiego z 1978 roku, „Tylko umarły odpowie" Sylwestra Chęcińskiego z 1969. Ile jeszcze tytułów da się wymienić? I oto teraz, na naszych oczach, rodzi się nowe zjawisko. Zaczęło się od literatury, w której w ostatniej dekadzie pojawili się tacy autorzy, jak Zygmunt Miłoszewski, Marek Krajewski, Marcin Wroński czy Irek Grin. Dzisiaj na dobrą sensację otwiera się także polskie kino.
W tym samym czasie, gdy na ekrany wchodzi „Jeziorak", Warszawski Festiwal Filmowy zamyka „Fotograf". Film Waldemara Krzystka, wzgardzony przez tegoroczne jury gdyńskie, wygrał pofestiwalowy ranking dziennikarzy w miesięczniku „Kino". Bo też jest interesujący. Zaczyna się w Moskwie, gdzie dwójka policjantów – stary wyga i nowicjuszka – prowadzą śledztwo w sprawie seryjnych morderstw. Ślady wiodą do Legnicy, a tajemnica ukryta jest w latach 70. Film Krzystka trzyma w napięciu, nie jest to jednak zwykła opowieść w rodzaju zabili go i uciekł.
W „Fotografie" można znaleźć opowieść o mieście, w którym kiedyś stacjonowały radzieckie wojska, o relacjach polsko-rosyjskich, o wzajemnej niechęci, narastającej wokół odgradzającego dwa światy muru. Ale również o współczesnej Rosji, z jej moralnością – tą wyniesioną jeszcze z czasów komunizmu i tą nową, która z trudem się rodzi po upadku systemu. A wreszcie jest w „Fotografie" pytanie, czym jest prawda.