Reklama

Arnold stary, nie przestarzały

Nowy „Terminator" to udana kontynuacja serii. Opowiada o dzisiejszych lękach, a Schwarzenegger jest coraz lepszy i ma dystans do samego siebie.

Aktualizacja: 02.07.2015 20:19 Publikacja: 02.07.2015 18:29

Filmy SF zawsze odzwierciedlały lęki danej epoki i przemiany społeczno-polityczne. Przestrzegały przed eskalacją globalnego konfliktu podczas zimnej wojny. Dzisiaj ostrzegają przed eksploatacją środowiska naturalnego oraz zbytnią komputeryzacją życia i zaufaniem do technologii. Często przybysze z innej planety odzwierciedlają Innego, którego obecność wywołuje nasz niepokój, choćby w związku z falą emigrantów.

Pierwszy „Terminator" z 1984 r., nakręcony przez wizjonera kina Jamesa Camerona, opowiadał o Sarze Connor, którą w Los Angeles próbowali odnaleźć przybysze z przyszłości zdominowanej przez roboty.

Komputerowy system SkyNet miał chronić ludzi, a ostatecznie wymknął się spod ich kontroli. Kyle Reese bronił nieświadomą sytuacji dziewczynę przed androidem T-800 (Arnold Schwarzenegger), zaprogramowanym i wysłanym z 2029 r. do przeszłości, by ją zabić. Jej przedwczesna śmierć skutkowałaby tym, że nigdy nie urodziłaby późniejszego pogromcy robotów Johna Connora. Jednocześnie Kyle Reese – przybysz z przyszłości – był tym, który Johna Connora miał spłodzić. W ten sposób czas robił pętlę w perfekcyjnie wymyślonym scenariuszu.

Piąta część

Przytaczam streszczenie fabuły oryginalnego „Terminatora", która dla fanów serii jest oczywista jak tabliczka mnożenia, z uwagi na to, że bez tej podstawowej wiedzy w najnowszej, piątej części kinowego „Terminatora" można się zgubić już na starcie.

W „Terminatorze: Genisys" początek filmu odtwarza skrótowo pierwszą część serii, a nawet rekonstruuje oryginalne sceny, jak choćby przybycie nagiego Schwarzeneggera do L.A. w kapsule czasu. Wszystko po to, by całą historię podwójnie skomplikować i dobudować do niej kolejne czasowe piętra. Na scenariusz z oryginalnego „Terminatora" nałożono bowiem historię z „Terminatora 2: Dnia sądu" i trójka bohaterów – Kyle, Sarah i T-800 – przenosi się do 2017 r., by wyeliminować SkyNet, zanim zostanie uruchomiony.

Reklama
Reklama

Powrót do początku

W pierwszym filmie z 1984 r. Schwarzenegger grał doskonałą maszynę do zabijania. Elektronicznego mordercę – jak głosił pierwotny polski tytuł filmu. W drugiej części z 1991 r. jego wizerunek został ocieplony. Okazało się, podobnie jak w filmie „Łowca androidów" Ridleya Scotta, że roboty też mogą przejawiać uczucia. Trzecia część, nakręcona już w XXI wieku, nawiązywała do obronnej roli androida walczącego u boku ludzi ze złym systemem technologicznym.

Czwarta część z podtytułem „Ocalenie" z 2009 r. skupiała się na walkach robotów na spustoszonej planecie w przyszłości i była najsłabsza. Być może dlatego, że na pierwszy plan wysunięto Johna Connora (w tej roli Christian Bale), a T-800 trafił do magazynu. Schwarzenegger był wówczas gubernatorem Kalifornii i wystąpił tylko w drobnym epizodzie.

Najnowsza część odwołuje się do początku cyklu i znalazła uznanie w oczach jego twórcy – Jamesa Camerona. Teraz komputerowy SkyNet jest nie tylko skonstruowanym przez ludzi systemem obronnym, ale też olbrzymią siecią cyfrową monopolizującą życie ludzi. To chmura, w której krążą wszystkie dane. Brzmi znajomo.

Hollywood poszło po rozum do głowy i coraz częściej zatrudnia do swoich filmów specjalistów od seriali telewizyjnych. „Terminator: Genisys" jest tego świetnym przykładem, bo oprócz aktorów znanych z małego ekranu do reżyserii zaangażowano Alana Taylora – reżysera takich telewizyjnych przebojów jak „Rodzina Soprano", „Mad Men" czy „Gra o tron". Znana z tego ostatniego serialu fantasy jest również Emilia Clarke, odtwórczyni roli Sarah Connor o wdzięcznej urodzie dziewczyny z sąsiedztwa.

Twórcy zrobili wiele, by odświeżyć nieco zaśniedziałą serię, choć w kilku miejscach nie uchronili się przed sztampą. Tak jakby superprodukcja miała zadowolić zbyt szerokie grono widzów w różnym wieku. Jednak w porównaniu z sieczką, jaką był poprzedni „Terminator: Ocalenie", nowa część wypada dobrze.

Kto tęsknił za byłym gubernatorem Kalifornii, ten będzie zadowolony. Mimo doborowej obsady to Arnold Schwarzenegger gra tu pierwsze skrzypce. Jak sam bohater mówi na ekranie: „Może stary, ale nie przestarzały". Można to odczytywać jako osobistą deklarację 67-letniego aktora, ale również bardziej uniwersalnie jako przeciwdziałanie kultowi młodości i nowości, wypierającemu starszych, opatrzonych etykietką „towar zbędny".

Reklama
Reklama

Dobrze znane odzywki

Scenarzyści pokazują nam, że doświadczenie również ma swoją wartość. To na „Arniego" czekamy w kolejnych scenach. Z lubością wsłuchujemy się w dobrze znane odzywki, jak np. „I'll be back" (Jeszcze tu wrócę), i z przyjemnością przypominamy sobie jego twardy niemiecki akcent.

Urodzony w Austrii aktor i kulturysta po zakończonej podwójnej gubernatorskiej kadencji w 2011 r. przeżywa właśnie kolejną falę popularności. Gra w kinie akcji, reklamach i jest częstym gościem programów telewizyjnych. W dodatku postępuje inteligentnie, z dystansem i pełną świadomością, że jego wizerunek z lat 80. nieco sczerstwiał. T-800 w jego wykonaniu nie jest już tak doskonały jak dawniej. Ma problemy z kolanami i strzyka mu w stawach. Nowe roboty są szybsze, silniejsze i trwalsze. Androidy – jak widać – również się starzeją, ale T-800 robi to z niebywałą klasą i humorem.

Zarobki Terminatora

Pierwszy „Terminator" z 1984 r. kosztował 6,4 mln dol. i przyniósł ponaddziesięciokrotny zysk z biletów w kinach (78 mln dol.). Kolejna część – „Dzień Sądu" z 1991 r. – przy znacznie wyższym budżecie (102 mln dolarów) miała pięciokrotną przebitkę i zarobiła 519 milionów. Trzecia część z 2003 r. miała 200 mln budżetu i zyskała na świecie 433 mln dol. „Terminator: Ocalenie" (2009 r.) też kosztował 200 mln, ale zyskał 371 mln dol. Najnowszy „Terminator: Genisys" ma nieco niższy budżet niż dwie ostatnie części – 170 mln. Ile zarobi?

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama