Rzadko się zdarza, by kraj inny niż Stany, Wielka Brytania, Francja czy Włochy miał w konkursie wielkiego światowego festiwalu dwa filmy. Ba, jeden jest już wielkim sukcesem. Tymczasem na tegorocznej Mostrze o Złotego Lwa walczą dwa nasze tytuły. Po świetniej przyjętej „Zielonej granicy” Agnieszki Holland teraz swój nowy film pokazują Małgorzata Szumowska i Maciej Englert.
„Kobieta z…” to film niepokojący, wżerający się pod skórę. Trudno o nim przestać myśleć. Małe, prowincjonalne miasteczko. I bardzo zwyczajna rodzina. Chłopak jakich wielu. Normalny los. Dziewczyna, pierwszy seks. Potem ślub, na świecie pojawia się dziecko. Ogromne wzruszenie, kiedy pierwszy raz można wziąć w ramiona maleńkiego synka. Ale coś zaczyna się w młodym małżeństwie psuć. Adam oddała się od żony, nie ma już między nimi namiętności. Mężczyzna wszystkie badania ma w normie. Tylko poziom testosteronu jest dziwnie niski.
Czytaj więcej
Nieprzypadkowo na festiwalu w Wenecji odbyła się światowa premiera „Zielonej granicy” Agnieszki Holland, bo ten film więcej mówi o świecie niż o Polsce.
Bohaterka Szumowskiej i Englerta połowę swojego życia przeżyła jako mężczyzna. Ale zrozumiała, że naprawdę czuje się kobietą. I postanowiła walczyć o siebie. Z Adama zmienić się w Anielę. Przeprowadzić przez sąd korektę płci. Żeby jednak stać się kobietą Adam musi rozwieść się najpierw z żoną, bo polskie prawo małżeństw jednopłciowych nie uznaje.
Aniela Wolny konsekwentnie idzie swoją drogą ku sobie. Ma dwoje dzieci – dorosłego syna i małą córkę, kiedy osiąga swój cel i może oficjalnie być kobietą. Ale przecież nie wtopi się w Nowy Jork ani nawet Warszawę. W miasteczku wszyscy o wszystkim wiedzą. I nie akceptują dziwactwa. Aniela traci pracę, przyjaciół. Będzie potrzebowała dużo siły i uporu, żeby na nowo ułożyć swoje relacje z byłą żoną, dziećmi, rodziną, ze światem.