Oczekiwanie na ten film przedłużało się aż do przesady. Po spektakularnym sukcesie pierwszej części z 2009 r. kolejne miały się ukazywać w kilkuletnich odstępach. Ostatecznie czekaliśmy aż 13 lat, w czasie których James Cameron dopracowywał scenariusz z czwórką współautorów, a potem eksperymentował z podwodnymi zdjęciami, przymierzając się do nagrań w Rowie Mariańskim, budując plany zdjęciowe w specjalnych basenach.
W międzyczasie żaden film w technologii 3D nie pobił „Avatara” ani pod względem popularności, ani jakości. Na technologię trójwymiarowego obrazu porywali się Steven Spielberg („Ready Player One”) i Luc Besson („Valerian i miasto tysiąca planet”), ale kto dzisiaj o tych filmach pamięta? Tymczasem „Avatar” stał się symbolem nowatorskiego kina. Nie było w nim sztuczności obrazu i ruchu postaci, na które narzekali sceptycy cyfrowej postprodukcji.
Czytaj więcej
Ponad 500 tys. widzów może pójść do kina na drugą część filmu Jamesa Camerona w Polsce. Czy to będzie początek nowej mody na produkcje 3D – zdania są podzielone.
Jednocześnie trójwymiarowe kino nie podbiło świata. Ludzie nie kupują telewizorów z okularami 3D, jak wróżyli entuzjaści, a filmowcy poszukują immersji – wrażenia kompletnego zanurzenia w obrazie i historii – niekiedy za pomocą bardziej tradycyjnych metod. Dowodzi tego choćby „Diuna” Denisa Villeneuva. Film, który rok temu wzbudził większą ekscytację oczekujących niż wchodząca 16 grudnia do kin „Istota wody”. Mimo to Cameron planów nie zmienił. W 2024 r. ma się ukazać trzeci „Avatar”, w 2026 r. – czwarty, a dwa lata później – piąty.
Ratować świat
„Istota wody” zaczyna się tam, gdzie skończyła się „jedynka”. Wracamy do Jake’a Sully’ego (Sam Worthington), poruszającego się na wózku weterana piechoty morskiej, który brał udział w kolonizacji Pandory, księżyca jednej z planet w systemie Alfa Centauri poza Układem Słonecznym, zamieszkałej przez niebieskie humanoidy z rasy Na’vi. Sully nie jest już tylko awatarem, człowiekiem połączonym biotechnologicznie z ciałem Na’vi, lecz po prostu żywym Na’vi. Mutantem, ale to tylko groźnie brzmi, bo w praktyce trudno odróżnić go od czystej krwi mieszkańca Pandory.