Mantas Kvedaravicius, litewski reżyser, autor dokumentu „Mariupol 2”, zginął na początku kwietnia od rosyjskiej kuli w czasie ewakuacji z Mariulopola. Miał 45 lat.
Jego partnerka Hanna Bilobrova ocaliła materiał, który nagrał, i zmontowała z niego 105-minutowy film. „Mariupol 2” trudno się ogląda. To nie jest reportaż z telewizyjnych newsów. Kvedaravicius pokazuje życie w miejscu, w którym życia już prawie nie ma.
W zdewastowanym kościele, wśród gruzu i ruin, schroniło się 50, może 60 osób. Kvedaravicius czasem wychodzi z nimi na podwórko, czasem przez wąskie, zdewastowane przez wybuch okno filmuje dymy unoszące się na miastem. Jest tu codzienność tych, którzy starają się przeżyć w piekle. Już się nawet nie boją. Zupę gotują na podwórku, w dużym garze na ogniu.
Są rozmowy, czasem o niczym, czasem o broniącym się Azovstalu czy o zbombardowaniu teatru, w którym było kilkaset osób. Próby „urządzenia się” wśród ruin. Dwóch mężczyzn w pobliskim domu, przed którym leżą niepochowane zwłoki, wymontowuje ocalały agregat prądu.
Ktoś w tych ruinach zamiata chodnik przed kościołem. Jeszcze niedawno ksiądz powtarzał, że ludzie w kościele przeżyli, bo byli blisko Boga. Teraz już tylko milczy. Nie potrafi odpowiedzieć na zadawane przez wszystkich pytanie, dokąd mają pójść. Ani na to, które nie pada, ale jest w każdym kadrze filmu: „Gdzie jest Bóg?”.