Arthur Conan Doyle opisał genialnego detektywa dość dokładnie. Wysoki, szczupły, orli nos i krzaczaste brwi. A do tego – namiętny palacz fajki, egocentryk i zdeklarowany stary kawaler.
Mimo to Holmes jest postacią enigmatyczną, zagadkową nawet dla opisującego jego przygody doktora Watsona. Może dlatego nie doczekał się w kinie spójnego wizerunku, choć nakręcono o nim 222 filmy. Bywał bohaterem parodii, facetem przechodzącym kryzys wieku średniego lub aktorem alkoholikiem wynajętym do odegrania roli detektywa.
[wyimek] [b][link=http://www.rp.pl/artykul/419052.html]zobacz komentarz wideo: Facet na granicy obłędu[/link][/b][/wyimek]
Jednak – nawet na tym tle – interpretacja postaci genialnego detektywa, jaką zaproponował w swoim filmie Guy Ritchie, może wprawić widzów w zdumienie. Tak bardzo odbiega od powszechnego wyobrażenia o mistrzu dedukcji.
[srodtytul]Na granicy szaleństwa [/srodtytul]